Bałam się, że z nadmiaru emocji moja
głowa eksploduje. Moje skronie pulsowały, a skóra była gorąca. Obejrzałam się
kilkakrotnie za sobą mając nadzieję, że zobaczę za sobą Justina. Mogłabym mu
wtedy porządnie przywalić, a potem to wszystko by się jakoś wyjaśniło. Cóż,
mogłam sobie wymyślać co chciałam, ale rzeczywistość nigdy nie dawała mi tego
czego pragnęłam, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Justin jest dupkiem.
Od samego początku nim był, a ja oczywiście jak ostatnia idiotka uwierzyłam w
jego przemianę. Byłam na niego tak strasznie zła i smutna, że przystanęłam na
chwilę na chodniku zastanawiając się co ze sobą zrobię. Przyłożyłam dłonie do
swojej klatki piersiowej czując ból, który rozchodził się po całym moim ciele. Nie
wiedziałam skąd się brał, ale chciałam, by zniknął. Boże, tak strasznie
chciałam by na wszystkie moje rozterki istniała jasna odpowiedź, ale wszystko
było tak poplątane i zagmatwane, że gubiłam się w tym wszystkim jeszcze
bardziej. To wszystko było popieprzone, a ja ciągle oczekiwałam zbyt wiele.
Jak burza wpadłam do domu nie
zwracając na nic i na nikogo uwagi po drodze. Nie obchodzili mnie ludzie,
których mijałam ani nikt po za Loganem. Musiałam go jak najszybciej znaleźć.
Pierwszy raz naprawdę chciałam mu wszystko powiedzieć. Stanąć przed nim i
powiedzieć całą prawdę nie myśląc o konsekwencjach. Prawdę mówiąc, nie
obchodziły mnie one. Chciałam chociaż częściowo oczyścić swoje sumienie. Wyminęłam
bez słowa swoją mamę wbiegając po stopniach na piętro, a następnie bez żadnego
ostrzeżenia wtargnęłam do pokoju swojego brata. Krzyknęłam z frustracji, gdy
okazało się, że nie ma go w środku. To takie typowe! Jego nigdy nie ma w tym
pieprzonym domu!
- Emily! - mama krzyknęła z dołu
przestraszony głosem na co wywróciłam oczami. Wyszłam z pokoju Logana i niemal
ślizgając się na panelach wpadłam do salonu. Znalazłam w nim swoją rodzicielkę.
- Co? - burknęłam wściekła. Spojrzała
na mnie marszcząc przy tym swoje brwi, stała w ciszy z zawieszoną w powietrzu
dłonią spoglądając na mnie z troską wymalowaną na całej twarzy.
- Płakałaś?
- Nie - fuknęłam. - Czego chcesz?
Nie miałam ochoty na pouczającą
rozmowę z nią, ani nawet na jej matczyną troskę. Byłam wściekła, zła i okropnie
poirytowana, ale głównie po prostu zdezorientowana. Nic nie rozumiałam, nie
wiedziałam co się dzieje ani dlaczego wszystko potoczyło się w tak dziwny
sposób. Wszystko mnie wkurzało.
- Emily usiądź - powiedziała
zaskakująco normalnym tonem. Spodziewałam się raczej, że zacznie się wkurzać,
bo nie odzywałam się do niej zbyt miło. Opadłam na sofę przyciskając do piersi
swoje kolana i mocno zacisnęłam zęby.
- Gdzie jest Logan? - zapytałam nim
ona zaczęła swój wykład na temat mojego zachowania.
- Był pół godziny temu w domu -
powiedziała. - Umył się, przebrał, zjadł obiad i wyszedł - westchnęła.
- I co? Nigdy cię nie zastanawiało
gdzie on tak znika? - zapytałam. - Nie przypominam sobie, żebyś go ukarała za
to, że został zawieszony w szkole, a gdyby chodził o mnie na pewno byłabyś
wściekła!
Nie robiłam tego celowo. Nie chciałam
się na niej wyżywać, ale to ona chciała koniecznie ze mną porozmawiać, więc to
na nią przelewałam całą swoją złość, bo była najbliżej mnie.
- Logan jest prawie dorosły. Wynajął
sobie mieszkanie i chce się wyprowadzić, więc jak myślisz co robi? - rzuciła
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Remontuje swój nowy dom
- wyjaśniła. Zauważyłam, że jej twarz coraz bardziej poważnieje i wiedziałam,
że nie zwiastuje to niczego dobrego. - A ty moja młoda panno jesteś jeszcze
dzieckiem - oświadczyła - co doskonale widać po tym jak się zachowujesz. Coś ci
nie pasuje i wściekasz się jakby to był koniec świata! - mama zaczęła podnosić
głos. - Zwracasz się do mnie i do swojego ojca jak do znajomych, a przypominam
ci, że to my cię wychowywaliśmy i powinnaś mieć do nas zawsze szacunek. Jakim
prawem zwracasz uwagę na Logana, podczas gdy sama znikasz gdzieś na całe dnie?
Może zamiast pytać mnie o twojego brata zajmiesz się sobą i odpowiesz mi na
kilka pytań? Na przykład podasz mi powód swoich ostatnich ucieczek z lekcji?
Wyjaśnisz mi dlaczego zachowujesz się w taki sposób? Twój brat zawsze sprawiał
problemy, ale ty? Emily zmieniłaś się i to wcale nie na lepsze.
Zagryzłam usta. Nie patrzyłam na to
wcześniej z tej strony. Może od samego początku to nie Logan, ani nie Justin
byli problemem tylko ja? Może to ja jestem wszystkiemu winna? To wszystko brzmi
naprawdę prawdziwie. Nie potrafię przyjąć odmowy i na wszystko mam swoje głupie
argumenty, nikogo nie słucham przez co ciągle pakuję się w idiotyczne sytuacje.
Siedziałam cicho wpatrując się w mały stolik. Było mi trudno uwierzyć, że jakiś
czas temu to Logan siedział na tej sofie i wysłuchiwał pretensji rodziców. A
teraz byłam tylko ja i moja mama. Nie było nikogo, kto by mnie poparł. Logan
nie czekał na mnie za ścianą i nie prawdopodobnie, gdyby tam nawet był i tak by
za mnie nie poręczył. Bardzo chciałam odzyskać swoje stare życie, ale to nie
było możliwe. Za dużo rzeczy się wydarzyło. Dopiero teraz zrozumiałam, że przez
cały ten czas byłam hipokrytką... Obwiniałam Logana, narzekałam, że wszystko
olewa, podczas gdy robiłam dokładnie to samo. A może nawet zachowywałam się
gorzej? Ciągle kłamałam, oszukiwałam i ciągle obwiniałam o wszystko cały świat.
Jestem najgorszą siostrą, córką i dziewczyną na świecie.
- Nic mamo - odpowiedziałam siląc się
na obojętność. - Skończyłaś już?
Westchnęła ciężko kręcąc przy tym
głową z dezaprobatą, a ja uśmiechnęłam się do niej głupkowato podnosząc się ze
swojego miejsca.
- Widziałaś się chociaż z ojcem? -
zapytała nim wyszłam.
- Nie - powiedziałam sucho.
Odwróciłam się i wyszłam z salonu zostawiając ją za sobą. Czułam się strasznie
nakręcona, wszystko we mnie uderzało z dwukrotnie większą siłą. Oczywiście, że
nie wierzyłam to gówno, że Logan ma swoje mieszkanie. Od kiedy coś takiego jest
ważniejsze od edukacji według mamy i taty? Wydaje mi się, że wszyscy w tej
rodzinie postradali zmysły. Może gdybyśmy zgłosili się na grupową terapię
dostalibyśmy jakąś zniżkę? Weszłam do swojego pokoju zamykając za sobą z hukiem
drzwi. Oddychałam przez usta próbując okiełznać swoje nerwy, ale nie wychodziło
mi to zbyt dobrze. Drażniło mnie to, że przed kilkoma tygodniami Justin był w
tym pomieszczeniu. Denerwowało mnie to, że prawie się wtedy pocałowaliśmy oraz
to, że Logan nam wtedy przerwał. Nie potrafiłam zrozumieć jego zachowania.
Czułam się jakbym zamiast mózgu miała obrzydliwą papkę, która wszystko ze sobą
sklejała i lepiła się w najgorszy sposób.Nie chciałam wierzyć w to, że Justin
mnie jakoś wykorzystał, ani w to, że Logan jest zły. Chciałam po prostu być
przez chwilę szczęśliwa, ale zgaduję, że to nie jest dla wszystkich.
Zdenerwowana potarłam swoją zmęczoną twarz
palcami, a następnie sięgnęłam po telefon. Obracałam go przez chwilę w dłoni, a
potem wybrałam numer do Logana. Odebrał już po pierwszym sygnale.
- Emsy, hej!
- Cześć - powiedziałam znacznie mniej
pogodnie niż on. - Słuchaj... musimy pogadać.
- Coś się stało?
- Nie... to znaczy tak, ale... -
jąkałam się nie wiedząc jak to wszystko ubrać w słowa. Nie zamierzałam mu o tym
powiedzieć przez telefon, bo naprawdę czułabym się jak zwykły tchórz robiąc coś
takiego. Westchnęłam opadając na łóżko.
- To ważne?
- Tak - przytaknęłam wpatrując się w
sufit. - Bardzo ważne. Możesz przyjść teraz do domu?
Zapadła cisza, która irytowała mnie
tak bardzo, że aż zacisnęłam zęby z nerwów, by nimi nie zgrzytać.
- Jestem...
- Zajęty - dokończyłam za niego
głosem przepełnionym frustracją. - Jak zawsze, ale Logan... ja naprawdę muszę
ci powiedzieć coś ważnego.
Usłyszałam głośne westchnięcie w
odpowiedzi.
- W porządku - zgodził się. - Przyjdę
późno, więc nie idź spać po wieczorynce.
- Ha ha ha - powiedziałam z sarkazmem
wywracając oczami. - Bardzo zabawne.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i odrzuciłam telefon
na bok. Byłam pewna w stu procentach, że muszę to zrobić dzisiaj. Nie wiem czy
ze złości, czy może z chęci udowodnienia sobie czegoś. Wiem, że Logan będzie
wściekły. Wiem, że coś w nim pęknie, ale oszukiwanie go nie miało już dla mnie
żadnego sensu. Miałam dość wyrzutów sumienia. Ba, miałam po wyżej uszu tego
wszystkiego. Chciałam normalnego związku, kogoś komu mogłabym całkowicie zaufać,
ale czy mogłam ufać temu skończonemu idiocie, który mnie ZOSTAWIŁ. Samą. W
obcym mieście? Nie byłam o tym przekonana. Wciąż okropnie denerwowało mnie to
co zrobił Justin. Mój umysł nie potrafił tego pojąć. Kochałam go jak idiotka,
wierzyłam we wszystko co mówił, a on zachował się w taki porąbany sposób. Nie
miałam zamiaru go dłużej przed sobą tłumaczyć. To on sam powinien do mnie
przyjść, zadzwonić, wyjaśnić wszystko. Czułam jednak, że prędzej spadnie śnieg
niż on się do mnie odezwie.
Przez pierwszą godzinę leżałam
wpatrując się w ścianę, później słuchałam muzyki, aż w końcu po prostu
sięgnęłam po książkę, która leżała obok mnie na nocnym stoliku. Był to
podręcznik do biologii. Ponownie zagotowało się we mnie ze złości, gdy tylko
przypomniałam sobie o projekcie, który wykonywałam z Justinem. Cisnęłam
książką, a ta wirując w powietrzu przeleciała przez pół pokoju i z plaskiem
wylądowała na podłodze. Zagryzłam usta przypominając sobie sytuację, która
miała miejsce kilka tygodni temu. Dokładnie tam, gdzie upadł mój podręcznik ja
i Justin prawie się pocałowaliśmy po raz pierwszy. Złapałam się za głowę i
zacisnęłam usta w prostą linię. Już wtedy czułam, że coś jest z nim nie tak,
ale oczywiście nic z tym nie zrobiłam i po prostu wepchałam się w porąbany związek.
Zamknęłam oczy zastanawiając się nad tym czy ja i Justin jeszcze jesteśmy
razem? Czy to, że mnie zostawił miało być czymś w rodzaju rozstania
dwudziestego pierwszego wieku? Chciałam wierzyć w to, że jego nagła ucieczka
miała związek z jego wczorajszym zachowaniem. Był strasznie drażliwy i
podenerwowany. A może to moja wina? Byłam strasznie nachalna i zamiast
zaakceptować to, że nie chce mi się zwierzyć dalej w to brnęłam. Nie mogłam
tego wytrzymać. Moje własne towarzystwo oraz to, że siedziałam zamknięta w
czterech ścianach doprowadzało mnie do szału. Mocno potrząsnęłam głową mając
nadzieję, że wszystkie złe myśli odejdą, ale odniosłam wrażenie, że teraz jest
ich jakoś więcej. Jęknęłam z niezadowoleniem i podniosłam się ze swojego łóżka,
a następnie sięgnęłam po telefon chowając go na dnie kieszeni. Zeszłam
najspokojniej jak tylko potrafiłam na dół, a potem nic nie mówiąc wyszłam na
zewnątrz. Ciepłe powietrze wcale nie ukoiło moich nerwów, wręcz przeciwnie
wzmogło je jeszcze bardziej.
*
Uniosłam głowę do góry obserwując jak
ptak odlatuje z drzewa i znika w przestworzach. Dopiero teraz zrozumiałam sens
słów, które wypowiedział Tate Langdon. Teraz ja też polubiłam ptaki i cholernie
im zazdrościłam tego, że mogły uciec od swoich problemów, ale z drugiej strony
to wcale nie było dobrym wyjściem. To przez ignorancję doprowadziłam siebie do
takiego stanu, w którym wszystkie problemy zaczęły mnie przytłaczać, wręcz
dusić. Westchnęłam ciężko zastanawiając się nad tym jakby było, gdybym jednak
już na początku powiedziała Loganowi co się stało. Nie pozwoliłby mi na żadne
spotkania z Justinem, nigdy by nie pozwolił na to, by podniósł na mnie rękę,
ale z drugiej strony odciągnąłby mnie daleko od tych kilku cudownych momentów.
Miałam nadzieję, że Justin o nich pamiętał. Miałam nadzieję, że teraz pożerają
jego umysł i duszę, tak jak mnie. Jednak podświadomość mówiła mi, że on wcale
się tym nie przejmuje i, że właśnie robi to co mu się podoba, albo śmieje z
mojej naiwności. Boże, tak strasznie chciałam wszystko już wiedzieć. Spojrzałam
na spokojną taflę wody, a następnie schyliłam się podnosząc z wilgotnej ziemi
kamień. Trzymałam go przez chwilę w dłoni obracając na wszystkie strony. W
końcu zamachnęłam się i rzuciłam nim z całej siły próbując wyładować na nim
swoją złość. Chlusnęło, ale oczywiście w niczym mi to nie pomogło. Schyliłam
się po następny kamień, a potem kolejny i jeszcze jeden... Rzucałam nimi będąc
w amoku.
- Cholera jasna - usłyszałam za sobą,
a moje ciało, aż się wzdrygnęło. Odwróciłam głowę spoglądając na chłopaka,
który wyrósł za mną jak spod ziemi. Zignorowałam go i ponownie schyliłam się po
jeszcze większy i cięższy kamień. Było mi gorąco, byłam zła, byłam smutna, w
ogóle nie przypominałam Emily, którą kiedyś byłam. Justin zniszczył to co było
we mnie najlepsze, nie mówiąc ani słowa, gdy odchodził. To jest kurwa naprawdę
wspaniałe!
- Emily wszystko w porządku? -
zapytał Aiden. Naprawdę nie chciałam wiedzieć skąd się tu wziął, ale miałam
nadzieję, że da mi święty spokój i sobie pójdzie.
- Tak, jest wprost bajecznie -
fuknęłam ocierając czoło wierzchem dłoni. W lewej ręce wciąż trzymałam kamień,
który miał bardzo ostre brzegi. Zaciskałam na nim palce patrząc w stronę
chłopaka, który podszedł bliżej.
- Wydaje mi się, że jednak nie -
odparł.
- Proszę cię Aiden, idź stąd.
Zmarszczył czoło rozchylając usta.
Dopiero teraz zauważyłam, że ma ze sobą zgrzewkę piwa oraz jakiś koc
przerzucony przez ramię. Jego obecność działała mi na nerwy, ale nie chciałam
tego dać po sobie poznać, więc zamiast zacząć po nim krzyczeć coraz mocniej
zaciskałam palce na kamieniu. Jego ostre krawędzie z każdą sekundą wbijały się
w moją dłoń coraz bardziej.
- Co się stało? - spytał całkiem
ignorując moją prośbę. Patrzyłam na niego ze wściekłością, aż w końcu jęknęłam
czując ból w lewej dłoni. Upuściłam kamień, który był ubrudzony moją krwią i
zerknęłam na pokaleczone palce, z których sączyła się czerwona ciecz.
- Super! - krzyknęłam. Odruchowo
chciałam włożyć skaleczone palce do ust, ale Aiden chwycił mnie za nadgarstek i
spojrzał na mnie z niepokojem. Cóż, zapewne w jego oczach wyglądałam jak
wariatka, ale nie obchodziło mnie to. Może nią byłam i może powinnam trafić do
jakiegoś zakładu, tam chociaż nafaszerowali by mnie jakimiś tabletkami i nie
musiałabym o wszystkim myśleć.
- Co ty wyprawiasz?
- Nic - wzruszyłam ramionami. Patrzył
na mnie wyczekująco, a ja czułam, że moje oczy wypełniają się łzami.
Powtarzałam w myślach, że nie mogę płakać. Nie mogę pęknąć, bo jeśli to zrobię,
to poskładanie się do kupy zajmie mi całą wieczność. Aiden westchnął, a potem
zaczął mnie ciągnąć wzdłuż brzegu jeziora. Nie miałam już nawet sił, by zacząć
protestować. Miałam wszystko gdzieś i szczerze mówiąc liczyłam, że wykrwawię
się przez te pieprzone palce. Po pięciu minutach drogi zauważyłam przed nami
jakąś dziewczynę i dwójkę chłopaków, którzy z nią rozmawiali. Mieli ze sobą
jakieś napoje alkoholowe, paczki chipsów i inne rzeczy. Zatrzymałam się nie
chcąc im przeszkadzać w swojej kameralnej posiadówce, ale Aiden odwrócił się do
mnie z pokrzepiającym uśmiechem i delikatnie pociągnął za sobą. Nie był
nachalny. Nie był agresywny. Nie był... Justinem. Jęknęłam wewnętrznie chcąc,
by jego obraz zniknął z mojej głowy chociaż na chwilę. Nie odzywając się słowem
przeszłam obok znajomych Aidena, a potem usiadłam na boku ignorując jego
prośbę, bym poczekała na koc. Wywrócił oczami i sięgnął po butelkę.
- Daj rękę - powiedział, a ja
wyciągnęłam lewą dłoń w jego stronę. Przelał rozcięcia wodą, a ja obserwowałam
jak krew się z nią miesza i jak skapuje na ziemię.
- Dzięki - mruknęłam niechętnie, gdy
podał mi chusteczkę higieniczną, którą owinęłam palce.
- Zakładam, że nie powiesz mi co się
dzieje - zaczął. - I w sumie, jeśli mam być szczery, to chyba nie chcę
wiedzieć. Nie dlatego, że jest mi to obojętne, ale to pewnie dotyczy twojego
brata, a ja nie chcę się w to mieszać.
Zmarszczyłam czoło zastanawiając się
o co mu do cholery chodzi.
- Co masz na myśli?
- Po prostu - powiedział oblizując
usta. - Mówiłem ci, że znałem Logana i nie chcę się mieszać ani w twoje sprawy,
ani tym bardziej w jego, ale jeśli naprawdę chcesz pogadać to wal.
- Bez urazy, ale nawet cię nie znam -
odparłam.
Aiden skinął głową z lekkim
uśmiechem.
- Rozumiem, cóż w każdym razie miło
było cię widzieć - mówiąc to podniósł się do góry i otrzepał ręką swoje
spodnie. Zagryzłam usta patrząc jak się odwraca. Cholera jasna Emily idiotko! Ktoś
wyciąga do ciebie rękę, chce ci pomóc, a ty oczywiście znowu się w sobie
zamykasz chociaż wewnątrz prawie świrujesz.
- Poczekaj Aiden - odezwałam się. -
Mam problem.
- Zauważyłem to już rano... więc o co
chodzi?
- Cóż, ja... - zaczęłam i urwałam.
Głos uwiązł mi w gardle. Nie potrafiłam wydusić z siebie chociażby jednego
słowa. Niewidzialna gula, a może coś innego rosło w mojej klatce piersiowej
próbując wszystko udusić. Czułam gorąco, moja skóra zaczynała się robić lekka
od potu. Byłam jak tykająca bomba, która w każdej chwili mogła wybuchnąć i
rozwalić wszystko co znajdowało się w zasięgu.
- Powoli - powiedział Aiden. - Nie
musisz zdradzać wszystkich szczegółów.
Zamknęłam oczy, które strasznie
piekły od łez, z którymi tak nieudolnie walczyłam. Już po chwili poczułam, że
słone kropelki zaczynają toczyć się w dół po moich policzkach.
- Po prostu powiedz mi co mam zrobić.
- W związku z czym?
- Z tym wszystkim - odparłam. - Z moim
bratem, z moimi rodzicami, z... - urwałam świadoma tego, że nie mogę
wypowiedzieć tego imienia na głos. - Powiedz mi co teraz będzie. Wszystko się
spierdoliło - dodałam zanosząc się jeszcze większym płaczem. - Okłamywałam
Logana i teraz czuję, że to był straszny błąd, że on mi tego nigdy nie wybaczy.
A w dodatku... chyba zostałam oszukana przez kogoś, kogo kocham. Wydaje mi się,
że to wszystko moja wina. Bo przecież to ja się w to wplątałam. To ja nie
potrafię słuchać, to zawsze ja robię te same błędy, a potem krzywdzę każdą
osobę, która jest w pobliżu. To wszystko
tak strasznie boli Aiden - wyznałam. - Zrób coś, żeby to tak nie bolało -
porosiłam wręcz błagalnym tonem.
Moje słowa brzmiały ja bełkot, ciągle
pociągałam nosem i prawie całkiem się rozkleiłam. Aiden siedział przez chwilę w
ciszy, a potem dotknął mojego ramienia. Przesunął po nim dłonią w górę i w dół,
jakby chciał mnie uspokoić. Ocierałam policzki, ale to nic nie dawało, bo moje
łzy nie miały limitu. Boże, tak strasznie chciałam, żeby Justin tutaj był
zamiast Aidena, żeby mnie przytulił i powiedział, że będzie dobrze. Ale już nic
takie nie miało być. Czułam to.
- Chciałbym rozumieć więcej, ale
rozumiem, że nie chcesz wdawać się w szczegóły - powiedział, a ja skinęłam
głową wycierając nos w chusteczkę, którą mi podał. - Słuchaj Emily, Logan to
twój brat i jasne, będzie zły, ale kiedyś mu przejdzie. Jesteś jego siostrą na
litość Boską! Ty też mu zawsze wybaczasz. A założę się, że robił ci już różne
numery - dodał z uśmiechem lekko mnie trącając. - To nie jest twoja wina.
Popełniłaś jakiś błąd, ale każdy to robi. To normalne, nie jesteś idealna i
może cię zaskoczę, ale ja też nie jestem. Nikt nie jest, więc robimy głupoty,
których później żałujemy, ale koniec końców we wszystkim można odnaleźć coś
dobrego. To dobrze, że boli - powiedział odwracając się do mnie z poważną miną.
- Skoro boli, to znaczy, że ci zależało. A skoro ci zależało, to bez względu na
wszystko było warto.
Ukryłam twarz w dłoniach rozmyślając
nad sensem słów Aidena. Nie znał szczegółów, a gdyby je poznał pewnie nie
powiedziałby połowy z tych rzeczy. Miał rację, że Logan robił mi różne rzeczy i
pomimo, że były najczęściej cholernie denerwujące to zawsze mu wybaczałam. Ale
ja nim nie byłam, a on nie był mną. Byliśmy różnymi ludźmi, więc skąd miałam
mieć pewność, że mi wybaczy?
- Powiedziałbyś mu całą prawdę,
gdybyś był na moim miejscu?
- Tak - skinął głową. - Ale bądź
gotowa na to, że to go zaboli i, że pewnie się wkurzy, ale jak mówiłem wszystko
będzie dobrze. Zobaczysz, że za kilka lat będziesz się z tego śmiała.
Chciałam wierzyć w to, co powiedział.
Chciałam wierzyć, że będzie dobrze i, że wszystko jakoś się ułoży, ale zgubiłam
gdzieś swoją wiarę. Zaczęłam rozmyślać nad sensem zdania, które chłopak
powiedział mi wcześniej. Skoro boli, to
znaczy, że ci zależało. A skoro ci zależało, to bez względu na wszystko było
warto. Jego słowa dźwięczały w mojej głowie. Chciałam wierzyć, że to co
powiedział Aiden jest prawdziwe, wale nie byłam tego pewna. Najpierw musiałam
porozmawiać z Loganem, a potem dotrzeć do Justina, a wtedy dopiero się o tym
wszystkim przekonam.
*
Spędziłam kilka godzin z Aidenem oraz
z jego znajomymi, tych dwóch chłopaków, którzy stali z tą dziewczyną, której
imienia nawet nie pamiętałam chodziło do naszej szkoły. W sumie to raczej
siedziałam obok nich wszystkich nie odzywając się słowem, potem doszło jeszcze
kilka osób, a potem więcej i jeszcze więcej, właśnie wtedy zdecydowałam, że na
mnie pora. Wracałam do domu bardzo powoli. Czułam się nieco lepiej, jakby to co
powiedział Aiden i to, że trochę się wypłakałam mi pomogły. Było mi jednak
trochę głupio, bo nie jestem osobą, która podchodzi do pierwszego lepszego
człowieka i mówi mu o swoich uczuciach. Ale gdyby nie Aiden pewnie
eksplodowałabym ze złości nad tym jeziorem. Westchnęłam ciężko przypominając
sobie o tym, że będę musiała jutro rano wstać i pójść do szkoły z przyklejonym
do twarzy uśmiechem. Pamiętałam o Sam i byłam świadoma tego, że to jej powinnam
się zwierzyć, bo akurat ona mogła usłyszeć wszystko, poznać całą sytuację, ale
to była Samantha. Dziewczyna, które swoje zdanie zacznie od "a nie
mówiłam", a to było mi teraz naprawdę zbędne. Wróciłam do swojego pokoju,
gdzie panowała całkowita ciemność. Zapaliłam światło i poszukałam w jednej z
szuflad plastrów, którymi zakleiłam swoje rany. Znowu byłam sama. Sama ze swoim
życiem, sama ze swoimi myślami, sama ze wszystkim. Myślę, że niektórzy po
prostu są skazani na samotność. Jestem przekonana o tym, że dla niektórych
ludzi właśnie taki los zgotowało życie i zaczynałam twierdzić, że mnie właśnie
to czeka.
Skończyłam jeść kolację w swoim
pokoju i włączyłam nowy odcinek Słodkich Kłamstewek, gdy usłyszałam pukanie do
drzwi. Wzniosłam oczy do góry pewna, że to mama, ale gdy otworzyły się z
łoskotem mimowolnie się uśmiechnęłam. Bez zastanowienia odrzuciłam wszystko na
bok, nie przejmując się talerzem, który wylądował na podłodze i szybko
podbiegłam do swojego brata. Przytuliłam go na powitanie. Byłam święcie
przekonana o tym, że to ostatni raz, gdy tulę go do siebie i to na bardzo długi
czas.
- Logan! - ucieszyłam się. Po raz
pierwszy w tym przeklętym dniu uśmiechnęłam się szczerze. - Tęskniłam za tym
twoim głupim wyrazem twarzy - powiedziałam. Był dużo wcześniej niż się tego
spodziewałam, ale nie myślałam na ten temat zbyt długo
- Hej Emsy, ja też tęskniłem za
twoimi włosami jak u czarownicy.
- Mam ładne włosy! - fuknęłam na
niego przesuwając palcami po ciemnych kosmykach.
- Jezu - jęknął. - Nie mów, że
próbowałaś swoich sił w kuchni? Mama dała mi na dole jakiejś zupy, nie
chciałbym się teraz dowiedzieć, że napiłem się twojej krwi.
- Co? - zapytałam gapiąc się na niego
jak na idiotę. - Chodzi ci o moje palce? - skinął głową w odpowiedzi. - Matole,
po pierwsze jestem ŚWIETNĄ kucharką, a po drugie to kilka skaleczeń i nie są od
noża.
- Powiedz to mojemu koledze, który
prawie umarł, bo zjadł twoją potrawkę z curry.
- To przecież ty wtedy gotowałeś -
przypomniałam mu. - Ja tylko pomagałam!
- Nie zwracajmy uwagi na takie
szczegóły - zaśmiał się. - W każdym razie, co ty robiłaś, że masz takie pocięte
palce?
- Byłam nad jeziorem i rzucałam
kamieniami do wody. Były trochę ostre.
Logan westchnął ciężko opierając się
o zimną ścianę.
- Jesteś psychiczna - powiedział
śmiejąc się. W tym czasie ja podniosłam talerz i odstawiłam go na biurko.
Wiedziałam, że przyjazna atmosfera zaraz zniknie. Tak strasznie brakowało mi
tych naszych kłótni i przekomarzań. Niemal od razu wróciłam do rzeczywistości,
a uśmiech na moich ustach zniknął. Oczywiście nie uszło to uwadze Logana.
- Coś czuję, że twoja mina wiąże się
z tym co chciałaś mi powiedzieć.
- Taa - wydukałam.
Podniosłam głowę do góry patrząc na
niego. Nie był naćpany, nie był pijany, był w stu procentach Loganem, moim
bratem i wiedziałam, że to nie skończy się dobrze. Wiedziałam, że moje oczy
zaczynają błyszczeć od łez. Oszukiwałam go. Okłamywałam i wszystko przez
chłopaka, którego nawet nie obchodziło to jak wrócę do domu. Wszystko przez
kogoś, kto wyżywał się na mnie, gdy miał gorszy dzień. Byłam taką idiotką. A
nie, wróćmy. Nadal nią jestem.
- Emily spokojnie - powiedział. - Weź
oddech i powiedz o co chodzi.
Zrobiłam to co kazał, ale nie
zachowywałam spokoju. Panikowałam. Zaschło mi w gardle, moje ręce się trzęsły,
a ciało było całe spięte.
- Logan... - zaczęłam czując nagły
przypływ odwagi. - Nie wiem jak to ubrać w słowa.
- Powiedz wprost, przecież wiesz nie
lubię owijania w bawełnę.
Pokiwałam głową i zagryzłam usta
wpatrując się w podłogę.
- Ja... - urwałam podnosząc wzrok.
Teraz albo nigdy. - Umawiałam się z Justinem.
- Kim jest Justin? - zapytał robiąc
dziwną minę.
Rozchyliłam usta, a moje ręce opadły.
Czy on sobie ze mnie kurwa żartuje? Prawie stanęło mi serce, a on wyskakuje z
tekstem, że nie wie kim jest Justin?! Pokręciłam mocno głową. To przecież wcale
nie jest śmieszne.
- Co? - odparłam.
- Mówisz mi, że byłaś z jakimś chłopakiem,
to jest takie ważne? Wkurwiają mnie ci idioci, ale o ile tylko jesteś
szczęśliwa to spróbuję to zaakceptować - dodał obojętnie podchodząc do mojego
łóżka. Rzucił się na nie i podparł leniwie głowę na ręce.
Nadymałam usta i głośno wciągnęłam
powietrze. Odwróciłam się do niego i patrząc prosto w jego duże, nieco
rozbawione oczy powiedziałam to, co tak bardzo mnie męczyło.
- Umawiałam się z Justinem, Justinem
Bieberem.
Widząc jego zmieniającą się minę
byłam pewna, że właśnie nadciąga apokalipsa.
* * *
- Logan ją chyba zabije hahaha.
- Perspektywa Justina coraz bliżej, oczywiście wybrane fragmenty tak jak się już z Wami umawiałam. Ale jak macie jakieś jeszcze życzenia to śmiało, piszcie :) Pamiętajcie, że będą to sceny, które znacie i te, których jeszcze tu nie było - jak na przykład ta bezczelnie ucięta scena z 27 rozdziału.
- Kocham rozkminy niektórych z was, już o tym pisałam, ale naprawdę to jest cudowne uczucie widzieć jak to wszystko analizujecie, jak szukacie sensu. Chcę tylko powiedzieć, że jedna osoba jest naprawdę blisko rozszyfrowania wszystkiego, ale nie będę mówiła kto to, bo nie chcę Wam psuć zabawy.
- I bardzo lubię jak do mnie piszecie.
- Ogólnie Was kocham. Bardzo, bardzo, bardzo mocno!
- I wiem, że jestem okropna, bo rzadko tu coś dodaję, ale to wynika samo z siebie. Nie robię tego celowo. Tak czy siak, przepraszam za literówki/powtórzenia i tak dalej, ale nie sprawdziłam dokładnie rozdziału. Chciałam go już dodać, żeby niektórzy dali mi chwilkę wytchnienia (nadal kocham jak do mnie piszecie haha!).
- A! I jeśli są tu osoby, które czytają Pure (a Ci, którzy nie czytają zapraszam, link poniżej) w przeciągu dwóch tygodniu na tym fanfiction też się coś pojawi, więc wyczekujcie cierpliwie.
cały czas czekałam aż spotka justina, ale nic takiego się nie wydarzyło:( czekam z niecierpliwością na następny rozdział
OdpowiedzUsuńO matko! Emsy będzie miała kłopoty. Rozdział świetny
OdpowiedzUsuńGwnialny rozdzoaaal
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńnareszcie coś jest! Alleluja! Współczuję Emsy, o ale lol zasłużyła sobie na wściekłość Logana, trzeba było nie okłamywać hehe
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i życzę weny x
@AniolyCiemnosci
W koncu ! Omg ciekawi mnie jaka bedzie reakcja Logana i o co chodzi Justinowi...
OdpowiedzUsuńIle jeszcze będzie rozdziałów? Opowiadanie po prostu przezajebiste! Życzę weny!:*
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńświetne <3
OdpowiedzUsuńjejju świetny rozdział,strasznie się boję tego jak Logan zareaguje na to,że Emily chodziła z Bieber'em :OOO czekam z niecierpliwością na następny rozdział ♥ ♥
OdpowiedzUsuń@jdbakamyideal
jak ja to kocham <3
OdpowiedzUsuńBoski rozdział ;) Nie mogę się doczekać następnego ;)))
OdpowiedzUsuńProszę pisz dalej i częściej
OdpowiedzUsuńboże jaki wspaniały <3
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuń