Musiałam wyjść. Czułam pieczenie w
klatce piersiowej i z każdym kolejnym krokiem było mi coraz trudniej oddychać,
utrzymywanie pokerowej twarzy też nie było już takie łatwe jak na początku.
Czułam na sobie spojrzenia ludzi, jakby już każdy wiedział co zaszło w
stołówce, jakby byli świadomi, że mój pocałunek z Aidenem i wybuch złości
Justina były powiązane. Wyszłam ze stołówki nie mówiąc nic Sam, miałam
nadzieję, że wszystko rozumie i, że nie pójdzie za mną. Nie zamierzałam robić
niczego głupiego, chciałam po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza i uciec od
wszystkich ludzi, od ich spojrzeń i ewentualnych pytań. Zbiegłam po schodach na
parter, a następnie po prostu wyszłam na zewnątrz. Nie miałam czasu, by
rozkoszować się chłodnym powiewem wiatru, który poczułam na policzkach, od razu
przeszłam przez parking i skręciłam w lewo kierując się w stronę miasta. Mogłam
jedynie myśleć o tym, że wariuję. Emily sprzed paru miesięcy miałaby gdzieś to
co robi Bieber, ale też czy tamta dziewczyna była szczęśliwa? Oczywiście, że
nie. Teraz oczywiście było jeszcze gorzej, ale nie żałowałam czasu, który
spędziłam z Justinem. To nie moja wina, że jest totalnym dupkiem. Muszę teraz
jak najszybciej znaleźć Logana i powiedzieć mu co jeszcze zrobiłam, żeby nie
był zaskoczony ewentualnymi ploteczkami na mój temat. Problem polegał na tym,
że wciąż nie wiedziałam gdzie był mój brat, ani gdzie zacząć go szukać.
Wyciągnęłam telefon z bocznej
kieszeni swojej torby i nie zwalniając kroku wybrałam numer do Logana, ale
oczywiście zignorował każde połączenie jakie wykonałam. Chciałam z nim tylko
porozmawiać, nic więcej... przyznać mu, że miał rację, byłam gotowa powiedzieć
wszystko byleby znowu zaczął się do mnie odzywać. Wiedziałam, że na moich
policzkach widać dwa wielkie rumieńce, bo mój oddech był strasznie nierówny i
wciąż czułam gorąco rozchodzące się po moim ciele. Byłam wściekła, byłam zła i
z każdą sekundą chciałam uciec stąd jak najdalej. W mojej głowie już nawet
zaczynał się kreować pomysł, by wyprowadzić się do taty i Marie. Boże! Tak
strasznie chciałam być silna, ale to było tak cholernie trudne. Oczy piekły
mnie od łez, które usilnie próbowały wydostać się na zewnątrz, by spłynąć po
moich policzkach. Potrząsnęłam głową wmawiając sobie, że nie będę ZNOWU płakać
przez to, że Justin nie jest tą osobą, za którą go miałam. Zwolniłam
zatrzymując się przed przejściem dla pieszych. Niecierpliwie czekałam, by
czerwone światełko zamrugało i zmieniło się na zielone, ale nim to nastąpiło
poczułam ostre szarpnięcie do tyłu. Wiedziałam kto to... nie musiałam się nawet
odwracać. Syknęłam głośno z bólu patrząc na niego gniewnie. Nie chciałam mu
pokazywać jak to wszystko mnie boli, chciałam, by teraz to on sobie trochę
pocierpiał.
- Czy ja cię znam? - zapytałam z
głupkowatym, wymuszonym uśmieszkiem patrząc prosto w jego karmelowe tęczówki.
Brakowało w nich tych iskierek, które tak pokochałam. Wydawał się być wściekły
i zrozpaczony jednocześnie. Pokręcił głową i wbił swoje długie palce w moją
rękę jeszcze bardziej odciągając mnie od przejścia. Próbowałam mu uciec, wyrwać
się, ale był ode mnie silniejszy. Jęknęłam przepełniona frustracją, gdy w końcu
raczył się zatrzymać.
- Co to miało być?! - krzyknął
nachylając się nade mną.
- Nic? - wzruszyłam obojętnie
ramionami. - To tylko Aiden, a teraz mnie puść, okej? To boli - dodałam modląc
się, by mnie posłuchał. Justin puścił moje ramię i zrobił pół kroku do tyłu.
Patrzył na mnie w ten sam sposób co wcześniej, był zły, ale wydawało mi się, że
jest też cholernie smutny i przygnębiony. Pokręcił energicznie głową.
- Jesteśmy razem, jesteśmy przecież
parą - powiedział niemal łamiącym się głosem, a ja poczułam ukłucie w sercu. -
Dlaczego...? Dlaczego mi to zrobiłaś?
Wstrzymałam oddech patrząc na niego
wielkimi oczami. Nie uderzył mnie, nie wyzwał, a mimo to czułam się tak jakby
bezczelnie uderzył mnie w twarz z pięści. Moje ciało, aż zatrzęsło się ze
złości, która wypełniła moje żyły.
- Dlaczego JA to zrobiłam?! -
wrzasnęłam, a on od razu złapał mnie za nadgarstki jakby wiedział, że zamierzam
uciec. Chciałam go odepchnąć, ale znowu nie miałam takiej możliwości.
Wyobrażałam sobie trochę inaczej nasze spotkanie po tym wszystkim, ale jak
zwykle Justin mnie zaskoczył swoją bezczelnością. - Czy ty siebie słyszysz
idioto?! - wrzasnęłam szarpiąc się z nim. - Może ty mi powiesz dlaczego mnie
ZOSTAWIŁEŚ?! - podkreśliłam. - W dodatku w obcym mieście? Dlaczego nie
odbierałeś telefonu? Tak trudno było ci podnieść tą pieprzoną słuchawkę, albo
napisać jedną głupią wiadomość?! - mówiłam, a raczej krzyczałam i czułam, że
mój głos zaczyna się łamać. - Nienawidzę cię za to, rozumiesz?! Nienawidzę!
Jesteś bezczelnym chamem! Przecież dopiero co sam całowałeś się z Molly i
założę się, że nie był to pierwszy raz! - dodałam z goryczą czując, że robi mi
się niedobrze na samą myśl o nich. - Ile razy robiłeś to za moimi plecami, co?
- zapytałam.
- Emily...
- Ile razy?! - powtórzyłam dobitnie,
a gdy uciekł wzrokiem na bok i zawstydzony pochylił głowę pociągnęłam nosem.
Nie musiał nic mówić, wiedziałam, że mam rację. - Widzisz? - prychnęłam. - Nie
masz prawa pytać mnie co i dlaczego robię, bo to nie jest twój pierdolony
interes hipokryto!
Justin w niczym nie przypominał
twardziela, ani niegrzecznego chłopaka, który lubi poszaleć. I było to coś
zupełnie nowego, bo tym razem to on zachowywał się spokojnie, a mi zaczynało
odbijać.
- Przecież jesteśmy parą...
- Słucham?! - prychnęłam zanosząc się
ironicznym śmiechem. - Do twojej informacji nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy!
Uznaj tę rozmowę jako zerwanie - dodałam i ponownie zaczęłam się z nim szarpać
chcąc, by w końcu dał mi spokój. Płakałam coraz bardziej, nie potrafiłam już
tego w sobie tłamsić. Złamał mi serce, a samo patrzenie na niego było tak
bolesne jakbym w kółko przeżywała wszystkie te złe chwile.
- Błagam cię Emsy, tylko nie płacz z
mojego powodu.
- Mieliście frajdę? - zapytałam
spokojniej zerkając na moje nadgarstki, które były uwięzione w jego żelaznym
uścisku. - Ty i twoi kumple - uniosłam głowę spoglądając na jego smutną twarz.
- Naiwna O'Connel, co? Zabawiłeś się mną, moje gratulacje - zarechotałam z
kpiną. - Teraz wszyscy możecie się z tego śmiać, naprawdę super.
- Uspokój się - jęknął błagalnie. -
Naprawdę wszystko ci wyjaśnię.
- PUŚĆ MNIE W TEJ CHWILI! -
wrzasnęłam tak głośno, że od razu mnie posłuchał. Spojrzał na mnie i cofnął
swoje dłonie do tyłu. Był taki przybity... Westchnęłam ocierając łzy z policzków,
ale z jakiegoś powodu nie odwróciłam się i nie uciekłam. Stałam przed nim z
zaciętą miną próbując być tak zdystansowaną jak to tylko możliwe. Nie chciałam
go teraz słuchać, moja podświadomość podpowiadała mi, że Justin zrobi teraz
wszystko tylko po to, bym od niego nie odeszła. Myśl o tym, że przez cały ten
czas mnie oszukiwał była straszna. Skręciło mnie w żołądku.
- Porozmawiajmy na spokojnie -
poprosił. - Powiem ci dlaczego byłem taki zły, wszystko ci wytłumaczę, ale nie
odchodź. Nie zostawiaj mnie.
- Nie - pokręciłam głową. - Jesteś
pieprzonym kłamcą Justin. Robisz to teraz tylko po to, żeby lepiej się poczuć.
Robisz to dla siebie, a nie dla mnie... - zagryzłam usta. - Odezwij się do
mnie, gdy będziesz chciał mi powiedzieć całą prawdę - uśmiechnęłam się słabo
robiąc kilka kroków do tyłu.
- Emily nie rób tego - powiedział i
wydawało mi się, że jest przerażony. Potrząsnęłam głową cofając się coraz
bardziej, aż w końcu zagryzłam drżące wargi odwracając się na pięcie. Przeszłam
kilka kolejnych kroków, ale było mi tak ciężko i tak strasznie źle, że z trudem
przychodziło mi oddychanie.
- PRZEPRASZAM! - krzyknął odwracając
mnie do siebie. Pękałam. Czułam to, że jeśli jeszcze przez dwie minuty będzie
patrzył na mnie w taki sposób pozwolę mu wrócić do tego co było. Ale czy byłam,
aż tak głupia? Justin znowu wyciągnął do mnie ręce i ujął moją lewą dłoń, jego
dotyk był strasznie przyjemny, a jego opuszki palców tak miękkie jak nigdy
wcześniej. Tęskniłam za tym... Zignorowałam przyśpieszone bicie serca podnosząc
na niego surowe spojrzenie.
- Co to jest? - zapytał całkowicie
zaskoczonym tonem otwierając moją zaciśniętą w pięść dłoń. Było za późno, żebym
zacisnęła ponownie palce, bo od razu zauważył ślady po nacięciach, które
zrobiłam sobie przypadkiem, gdy byłam nad jeziorem rzucając w nie kamieniami.
- Daj spokój Bieber - machnęłam
niedbale ręką ponownie się cofając. - Nie interesowało cię nic co miało ze mną
coś wspólnego w ostatnich tygodniach, więc nie udawaj, że coś się zmieniło.
Puścił mnie, by potrzeć twarz dłońmi
i przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widzę coś na kształt łez w jego
oczach. Był jakiś przygaszony, garbił się i patrzył na mnie w taki sposób jak
nigdy wcześniej.
- Nie zostawiaj mnie samego -
powiedział słabym głosem, a ja poczułam, że coś w moim sercu zaczyna się
kruszyć.
Nie mogłam tak po prostu na niego
patrzeć, wiedziałam, że cierpi.
- Justin - zaczęłam spokojnie
podchodząc do niego bliżej i urwałam nie wiedząc co powiedzieć. Jego twarz
znajdowała się tuż przed moją, niemal stykaliśmy się nosami. Czułam jego
przyśpieszony oddech, podniosłam spojrzenie na jego buzię i palcem obrysowałam
zarys jego szczęki. Chciałam mu wierzyć, że to jest prawdziwe. Chciałam by był
dobrym człowiekiem i chciałam go pocałować. Szczególnie w tym momencie, gdy
jego lekko rozchylone wargi znajdowały się tuż przede mną. Brakowało mi tego.
Brakowało mi jego obejmującej mnie ręki, tych głupich żartów i opiekuńczości.
Przeciągnęłam opuszkiem palca po jego ustach, a Justin przymknął oczy. Był
jakiś blady, chyba nawet zmęczony. Wyglądał zupełnie inaczej niż w szkole, ale
może wtedy nie przyglądałam mu się zbyt szczegółowo? Uniosłam drugą dłoń i
objęłam nimi jego twarz przyglądając się jej z uwagą.
- Emsy - jego głos był ciepły, miękki
i przyjemny.
- Kochasz mnie? - zapytałam, a on
skinął lekko głową. Zacisnęłam mocno powieki czując piekące łzy, a potem
pocałowałam go szybko w policzek.
- Uważaj na Logana - westchnęłam. -
Powiedziałam mu o nas.
Puściłam go cofając się do tyłu. Stał
z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami jakby nie chciał uwierzyć w
to, że naprawdę to zrobiłam. Miałam nadzieję, że teraz Justin da mi spokój i
zostawi mnie samą. Wróciłam na przejście dla pieszych, a następnie przeszłam na
drugą stronę dziękując Bogu za to, że tym razem od razu zapaliło się zielone
światło. Odwróciłam głowę do tyłu kilka razy, ale na szczęście Justin nie
ruszył za mną. Stał wciąż w tym samym miejscu i gapił się w pustą przestrzeń
przed sobą.
Wróciłam do domu dłuższą drogą niż
zwykle i miałam na tyle szczęścia, że mama miała akurat dzisiaj zmianę w pracy,
więc nie mogła mi zadawać sterty niepotrzebnych pytań dotyczących tego, że
zwiałam z lekcji. Usiadłam na podłodze opierając się o zimną ścianę, oddychałam
przez usta wpatrując się w starą półkę, która znajdowała się na przeciwko mnie.
Miałam ochotę strącić wszystko co na niej stało, miałam ochotę wziąć coś w ręce
i rozwalić to na malutkie kawałeczki. Kochałam go. Kochałam Justina tak bardzo,
że czułam wewnętrzny ból. Problem z miłością polega na tym, że albo cię delikatnie
rozgrzeje, albo sprawi, że całkowicie spłoniesz. My płonęliśmy już tak długo,
że został z nas już niemal sam popiół. Kochanie Justina było cholernie męczące.
Chciałam być przy nim na zawsze, smakować jego pocałunków, trwać przy nim na
dobre i złe, czuć wszystkie te motylki w brzuchu, ale nie mogło tak być, więc
nie pozostawało mi nic innego jak je rozstrzelać albo całkowicie ignorować. Nie
wrócę do niego, nie po tym wszystkim. Nie mogę znowu zawieść Logana, muszę mu
udowodnić, że nie jestem, aż taka naiwna i, że nawet kosztem własnego szczęścia
zrobię wszystko, by pomiędzy nami było tak jak dawniej. Te kilka minut w
towarzystwie Justina wypłynęło na mnie strasznie. Wiedziałam, że gdybym teraz
wybrała jego numer odebrałby od razu, ba zaraz zjawiłby się pod drzwiami mojego
domu, ale mimo tego jak bardzo mnie kusiło nie mogłam tak postąpić.
*
Kolejne dnie mijały, a w szkole z
dnia na dzień zamiast ciszej było tylko głośniej o wydarzeniu ze stołówki.
Skutecznie ignorowałam wszystkie zaczepki i ciekawskie spojrzenia, co w gruncie
rzeczy nie było, aż takie trudne. Wcześniej też nie zwracałam uwagi na tych
wszystkich idiotów, ale wprost nie mogłam się doczekać, by zajęli się kimś lub
czymś innym.
- Emily! - odwróciłam głowę zatrzymując
się tuż przy biologicznej klasie. Aiden szedł w moją stronę z wielkim uśmiechem
na ustach. Nie rozmawiałam z nim od czasu tego pocałunku, w ogóle stałam się
jeszcze większym odludkiem niż wcześniej. Mimo tego, że sama starałam się
wyglądać jak najbardziej naturalnie i sympatycznie wiedziałam, że każdy
normalny człowiek dostrzegłby na mojej twarzy niemy krzyk o pomoc.
- Cześć - przywitałam się z nim, a
mój głos zabrzmiał bardzo niezręcznie.
- No hej - odparł i zamknął mnie na
chwilę w swoich ramionach. Niechętnie odwzajemniłam gest i zrobiłam duży krok
do tyłu tak na wszelki wypadek gdyby Aidenowi strzeliło do łba, by zrobić coś
więcej.
- Co tam? - zagadnęłam ignorując
świdrujący wzrok chłopaka, którego kątek oka dostrzegłam po przeciwnej stronie
przy oknie. Czułam się co najmniej dziwacznie, więc odwróciłam na chwilę głowę
i ze złości zacisnęłam zęby. Justin opierał się o parapet gapiąc się na mnie, a
po jego lewej stronie stała Molly uwieszona na jego ramieniu, zaś po prawej
stał Ryan mówiący coś do szatyna. Niech się pieprzą - pomyślałam ze złością.
- W porządku.
- To się cieszę - uśmiechnęłam się
słabo mając nadzieję, że to już koniec tej niezręcznej wymiany zdań, ale Aiden
znowu otworzył usta.
- Nie będę kłamał - zaczął i już
wiedziałam do czego zmierza. - Myślę o tobie coraz częściej - uśmiechnął się. -
Wiem, że ten nasz pocałunek miał być jednorazowy, dałaś mi to jasno do
zrozumienia, ale... kurde, podobasz mi się - wzruszył ramionami.
- Aiden - przerwałam mu kręcąc głową
nie chcąc, by mówił coś więcej.
- Nie chcę naciskać - uśmiechnął się.
- Nie czuj się zobowiązana, ale naprawdę fajnie mi się z tobą rozmawiało w
autobusie i potem nad jeziorem, wiem, że pewnie chodziło ci o tego chłopaka, o
którym mi wtedy mówiłaś. To jemu chciałaś zrobić na złość, prawda?
- Tak, ale...
- Nie, nie poczekaj. Po prostu wiem,
że ty mnie też polubiłaś i pomyślałem, że może umówisz się ze mną? Wiem, że to
strasznie szybko i to, że jesteś taka smutna w ostatnich dniach to jego wina,
ale chcę tylko wyskoczyć do kina. Bez żadnych zobowiązań, co ty na to?
Zacisnęłam usta w prostą linię. Nie
chciałam być niemiła, ale nie chciałam mu też odmówić. Aiden był naprawdę w
porządku, mimo, że wtedy nad jeziorem byli też jego znajomi do moich uszu nie
doszły plotki na temat tego jaka to zapłakana wtedy tam siedziałam. Jakby to on
zadbał o to, by oni trzymali gęby na kłódki. Czułam, że mogę mu ufać i, że nie
jest jakimś bydlakiem, który chce mnie tylko wykorzystać. Zresztą, Aiden bał
się Logana, więc wiedziałam, że nie strzeli mu nic głupiego do łba. Zerknęłam
na Justina, który nadal wpatrywał się we mnie, a potem na Molly, której głowa
spoczywała na jego ramieniu. Skoro on mógł ruszyć dalej, to dlaczego ja nie
mogę zrobić tego samego?
- Nie będziemy się całować -
powiedziałam chichocząc. - To nie będzie randka, okej? Tylko spotkanie dwójki
znajomych.
- Jasne, przecież o to mi chodziło.
- W takim razie jestem za, ale skoro
to nie randka nie przychodzisz po mnie i mnie nie odwozisz, okej? Spotkamy się
na miejscu.
- To widzimy się o dziewiętnastej pod
kinem, lubisz horrory? - odparł i ponownie rozłożył ręce przytulając mnie do
siebie. Skinęłam głową i tym razem bez krępowania się odwzajemniłam jego gest
uśmiechając się szeroko.
- Do zobaczenia - powiedziałam na
pożegnanie i weszłam do klasy. Tam dopiero mój uśmiech całkowicie wyparował, a
z ust wydostało się głośne westchnięcie. Niby było coraz lepiej, ale wciąż nie
czułam się dobrze z tym, że nie miałam pojęcia co robił Justin, gdy nie było
mnie w pobliżu i dobijało mnie to, że do tej pory nie znalazł w sobie odwagi, by
ze mną szczerze porozmawiać. Wyjście z Aidenem z pewnością dobrze mi zrobi i na
tym powinnam się teraz skupić. Minęłam ławkę, przy której kiedyś siedziałam z
Justinem i zajęłam miejsce obok Samanthy.
- Hej Sammy - rzuciłam do niej łapiąc
za ołówek.
- Cześć Emsy - odpowiedziała
uśmiechając się. - Dobrze się czujesz?
- Jasne, właśnie umówiłam się z
Aidenem do kina.
Odwróciła głowę w moją stronę, jej
usta były rozchylone, a jej prawa dłoń zawisła w powietrzu.
- Poważnie?
- Tak - wzruszyłam ramionami. - Hej,
to ty mi ciągle powtarzałaś, żebym wyszła do ludzi i zostawiła to za sobą.
- Jejku! - krzyknęła. - Jasne, że się
cieszę! Tęsknię za starą Emily - przyznała z nieśmiałym uśmieszkiem.
- Ja też, ale myślę, że niedługo
wróci - skłamałam wiedząc, że to niemożliwe, bym znowu była tą samą dziewczyną
co wcześniej.
Tak jak wspominałam wcześniej całe
dnie w szkole spędzałam na ignorowaniu i unikaniu ludzi, ignorowałam
wszystkich, albo wycofywałam się jak najdalej na widok Justina, który wiecznie
się na mnie patrzył. Nie wiem czego oczekiwał. Może tego, że to ja wyciągnę do
niego rękę? Że to ja go przeproszę chociaż nie miałam za co. Całkiem
prawdopodobne, że wydawało mu się, że wszystko załatwi w przeciągu kilku minut
samym swoim uśmiechem i słodkimi oczami? Oczywiście, że to działało na mnie
bardzo dobrze, ale za każdym razem, gdy łapałam się na myśleniu o tym, by
wrócić do tego co było przypominałam sobie o wszystkich złych momentach i wtedy
docierało do mnie, że byłabym ostatnią idiotką. Dlatego unikałam go jak ognia,
gdy było to możliwe. Rzadko wychodziłam z domu. Zaraz po szkole zamykałam się w
swoim pokoju, a następnie wyciągałam książki i uczyłam się do późna. A gdy nie
mieliśmy zadań po prostu przepisywałam teksty z podręczników. Robiłam wszystko,
by o tym wszystkim nie myśleć, a nauka wydawał się być lepszym rozwiązaniem od
ciągłego upijania się do nieprzytomności. Nie spędzałam czasu z nikim, widywałam
się z Samanthą, ale ona miała dość mojego załamania i bardzo szybko denerwowała
się moim zerowym entuzjazmem. Nie obwiniałam jej, bo sama pewnie wkurzałabym
się na nią, gdyby zachowywała się tak jak ja. Mało jadłam, mało mówiłam i
wszystko było dla mnie cholernie ciężkie. Najgorsze były lekcje biologii, bo
mimo tego, że zmieniłam miejsce Justin nadal znajdował się w tym samym
pomieszczeniu co ja, a to powodowało u mnie problemy z oddychaniem i zupełną
dekoncentrację. Na reszcie przedmiotów było zupełnie odwrotnie, tak bardzo
skupiałam się na nauce, że sami nauczyciele byli pod wrażeniem, że nagle
zrobiłam się taka ambitna. Nie wiedzieli, że tak naprawdę mam to wszystko
gdzieś. Od mojej rozmowy z Justinem minął już prawie miesiąc, a on wciąż oprócz
patrzenia się lub próby podejścia do mnie nie zrobił nic więcej. Było
podejrzanie spokojnie i trochę mnie to niepokoiło. A jeszcze gorsze było
myślenie o tym, że byliśmy coraz bliżej wakacji, a co się z tym wiązało -
miałam dostać zapas czasu na idiotyczne myślenie, a bez książek i obowiązku
nauki prawdopodobnie skończę w wariatkowie. Bałam się tego momentu tak bardzo,
że zaczęłam rozważać celowe oblanie jakiegoś przedmiotu, by chodzić na lekcje w
czasie wakacji. Tak wyglądało teraz moje życie, ale miałam nadzieję, że wyjście
z Aidenem wszystko zmieni.
*
Nie zaszalałam ze strojem, skoro to
tylko przyjacielskie spotkanie nie widziałam potrzeby, by jakoś specjalnie się
stroić. Założyłam zwykłe czarne leginsy, białą koszulkę i zarzuciłam na ramiona
ramoneskę. Włosy zostawiłam rozpuszczone, nawet się za bardzo nie malowałam.
Liczyłam, że to też da znak Aidenowi, że naprawdę nie chcę się w nic angażować.
Spóźniłam się jakieś pięć minut, a on cierpliwie czekał pod wejściem trzymając
jedną rękę za plecami.
- Cześć - uśmiechnęłam się do niego.
- Mam coś dla ciebie - powiedział i
wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał czerwoną różę, którą oplatała
ładna wstążeczka. Podparłam się rękoma w pasie kręcąc głową.
- Aiden... - jęknęłam patrząc na
niego błagalnym wzrokiem. - Mówiłam ci, że to nie jest randka.
- Przecież wiem - odparł. - Każdej
mojej koleżance kupuję po róży, gdy gdzieś z nimi wychodzę.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem,
ale wzięłam ją od niego i przystawiłam do nosa wciągając jej zapach. Nie
lubiłam róż, ale nie zamierzałam mu tego mówić. On przecież też może się
cieszyć dzisiejszym wieczorem.
- Wolę nie pytać co dajesz dziewczynom,
z którymi się umawiasz - rzuciłam przez ramię, gdy otworzył przede mną drzwi.
Zaśmiał się przepuszczając mnie przodem, a potem wzruszył ramionami z miną
niewiniątka. Podeszliśmy do kasy, gdzie kupiliśmy dwa bilety na jakiś horor.
Oczywiście nie obeszło się bez sprzeczki o to kto płaci, ale stanęło na tym, że
po prostu podzieliśmy się ceną po połowie. Czekaliśmy na seans jeszcze ponad
pół godziny, a Aiden zanudzał mnie swoimi historiami o meczach piłki nożnej.
Nie miałam serca powiedzieć mu, że nigdy nie zrobi na nikim wrażenia jeśli
będzie skupiał się tylko na sobie. Oczywiście zdążyłam się przekonać o tym, że
jest naprawdę dobry i jest genialnym słuchaczem, ale myśl o tym, że
kiedykolwiek jeszcze go pocałuję przyprawiała mnie o mdłości, nie rozumiałam
tylko dlaczego.
- Gdybyś się bała pamiętaj, że zawsze
mogę cię przytulić - powiedział w pewnym momencie, gdy znudzeni oglądaliśmy już
którąś reklamę z rzędu. Wpakowałam do ust całą garść popcornu i dopiero, gdy
oblizałam słone usta uśmiechnęłam się do niego z jedną brwią uniesioną do góry.
- Nie boję się horrorów.
- Naprawdę? - zapytał zdziwiony.
- Tak, sztuczna krew i paranormalne
zjawiska na ekranie nie robią na mnie zbyt dużego wrażenia - powiedziałam
podpierając głowę na ręce.
- Cóż, w takim razie ja będę dzisiaj
robił za tego strachliwego - zaśmiał się. - Bądź gotowa na to, że przytulę się
do ciebie, gdy pojawi się jakaś straszna scena.
Uśmiechnęłam się do niego, chociaż w
tym momencie miałam ochotę podnieść nasz kubeł popcornu i wyspać mu go na
głowę. Nie miał się zachowywać w ten sposób, miał być wyluzowany, uprzejmy, ale
nie miał próbować mnie podrywać w taki żałosny sposób. Irytowało mnie jego
zachowanie, a mimo to postanowiłam, że dotrwam do końca. Najwyżej nigdy więcej
nigdzie z nim nie wyjdę.
Film trwał już ponad godzinę, a ja za
cholerę nie potrafiłam zrozumieć głównej bohaterki. Kto normalny słysząc źródło
dziwnych dźwięków idzie w ich kierunku? A już w dodatku po tym, gdy znalazła
martwe ciało swojego chłopaka? Normalni ludzie uciekają w takich sytuacjach.
Aiden od początku filmu wpatrywał się w matowy ekran z otwartymi ustami.
Natomiast ja trochę znudzona przesuwałam palcami po swoich wystających kostkach
i wracałam myślami do Justina. On nigdy nie był ze mną na prawdziwej randce,
nie dał mi żadnego kwiatka... tylko, że on mnie nie zanudzał. I wtedy do mnie
dotarło, że Aiden nie jest w moim typie. Owszem, był przystojny, ale nie tylko
to się liczy. To Justin potrafił mnie przy sobie zatrzymać swoim pokręconym
charakterem. Myślę, że trudno będzie mnie teraz zadowolić, trudno będzie mi
znaleźć kogoś równie spontanicznego co Justin. Z utęsknieniem czekałam, aż w
końcu pojawią się napisy końcowe, a ja będę mogła wrócić do domu.
Znudzona, trochę śpiąca spojrzałam na
Aidena, który siedział jeszcze przez chwilę wpatrzony w ekran podczas, gdy
większość osób wyszła juz z sali.
- Halo, ziemia do Aidena - klepnęłam
go w ramię.
- To był najdziwniejszy film jaki
widziałem - stwierdził marszcząc czoło. - Taki porąbany, ale świetny. A co ty
myślisz?
- Był w porządku - skłamałam nie
chcąc urazić jego gustu. W końcu to on wybrał ten film i przysięgam, jeśli
jeszcze kiedyś pójdę z nim do kina nigdy więcej nic nie wybierze. Przeciągnęłam
się zabierając małą torebkę i swoją różę, a następnie skierowałam się do wyjścia.
To było najnudniejsze wyjście mojego życia. Już lepiej bawię się przepisując
teksty z podręczników i to zajmuje moje myśli dużo bardziej.
- Zaczekaj, jest dopiero po
dwudziestej drugiej - stwierdził. - Możemy jeszcze gdzieś pójść.
- Chętnie, ale nie mogę -
uśmiechnęłam się przepraszająco. - Muszę jeszcze skoczyć do Sam, obiecałam jej,
że przyjadę do niej zaraz po filmie - dodałam pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Oh, szkoda - bąknął ze smutną miną.
- Ale następnym razem nie pozwolę ci się tak łatwo wywinąć.
Nie będzie następnego razu - odezwał się
irytujący głosik w zakamarkach mojej głowy. Skinęłam leciutko głową, a potem
zerknęłam na różę, którą zaciskałam w dłoni.
- Dzięki, było naprawdę fajnie -
powiedziałam mając nadzieję, że mi uwierzy.
-Tak - skinął głową i nagle się
nachylił. Automatycznie cofnęłam się do tyłu patrząc na niego gniewnie. Miałam
nadzieję, że zrozumiał, ale on jak gdyby nigdy nic westchnął ciężko i
uśmiechnął się niewinnie.
- Cóż, widzimy się jutro - dodał
niezręcznie, a ja kręcąc głową nie mówiąc mu nawet zwykłego cześć po prostu od
niego odeszłam. Wkurzył mnie. Uwierzyłam mu w to, że chce się ze mną
zaprzyjaźnić, ale już w momencie, gdy proponował to spotkanie powinnam mu
odmówić. Weszłam do pierwszego autobusu, który pojawił się na przystanku i pół
godziny później byłam już na ulicy, z której do domu miałam jeszcze tylko
piętnaście minut drogi. Wyszłam na zewnątrz i mocno zaciągnęłam się ciepłym
powietrzem próbując ukoić nerwy. Spojrzałam na różę, którą wciąż trzymałam w ręce
i złamałam ją w połowie. Oderwałam jej głowę i rozrzuciłam czerwone płatki na
około, a następnie niedbale cisnęłam łodygami na ziemię depcząc je.
- Pieprzeni faceci - burknęłam pod
nosem i chowając dłonie do kieszeni ruszyłam w stronę swojego domu. Marzyłam o
tym, by wziąć długą kąpiel, a potem pójść prosto do łóżka. Było mi trochę
niedobrze od ilości popcornu, którą zjadłam dlatego nie planowałam już żadnej
kolacji. Chciałam nudnego życia, więc w końcu je dostałam. Było na to za późno,
ale tęskniłam za tym małym szaleństwem, którego doświadczyłam. Przeczesałam
palcami włosy i założyłam kosmyk za ucho wychodząc na ulicę, przy której
mieszkałam. Przeszłam kilka metrów, a potem niemal przy domu wryło mnie w
chodnik. Zatrzymałam się i nagle wszystko we mnie uderzyło.
Światło latarni idealnie oświetlało
tę scenę i skupienie na twarzy Logana. Sądziłam, że ucieszę się na jego widok,
ale czułam się tak jakby mnie zmroziło. Otworzyłam usta, a moje nogi za nic w
świecie nie chciały przesunąć się do przodu. Serce w mojej piersi biło
nienaturalnie szybko, a klatka unosiła i opadała w nierównym tempie.
Otrząsnęłam się w mgnieniu oka, gdy pięść mojego brata zderzyła się z twarzą
chłopaka, którego trzymał w żelaznym uścisku. Jak szmacianą lalkę przeciągnął
go kawałek dalej, by nie stać na takim widoku, a z mojego gardła mimowolnie
wydobył się krzyk.
- Logan! - pisnęłam i ruszyłam
biegiem w ich stronę. Mój brat odwrócił głowę w moją stronę, a potem splunął na
bok z rozbawieniem. Gdy tylko do nich dotarłam szarpnęłam Logana za ramię
wbijając paznokcie w jego ramię. Z ogromną siłą odepchnął mnie od siebie przez
co upadłam na twardy beton z impetem. Przywaliłam lewą ręką w chodnik i zawyłam
z bólu mając wrażenie, że pękła mi jakaś kość. Nie mogłam pozwolić, by Logan
zrobił coś jeszcze głupszego dlatego zacisnęłam zęby i chwiejąc się wstałam, by
znowu spróbować go odciągnąć.
- Kurwa mać - splunął odwracając się
do mnie, a następnie złapał mnie mocno za ramiona i potrząsnął nimi. - Zostaw
mnie w spokoju idiotko!
I wtedy zrobił coś, czego nigdy bym
się nie spodziewała. Jego dłoń zacisnęła się w pięść, a następnie uderzyła mnie
prosto w twarz. Zabolał mnie nos, a potem poczułam metaliczny posmak w ustach,
który zalewał je niebezpiecznie szybko. Skuliłam się, a całe moje ciało zadrżało.
Logan mnie uderzył. Mój brat. Trzęsłam się ze strachu i bólu patrząc na niego z
przerażeniem. Szatyn skamieniał, nic nie mówił ani nie robił. Po prostu gapił
się na mnie jakby sam nie wierzył, że zrobił to co zrobił. Miałam nadzieję, że
się ocknął i, że właśnie dociera do niego to, że po tylu latach naprawdę to
zrobił. Przesunęłam wierzchem dłoni pod nosem i dostrzegłam na niej krew.
- Jak mogłeś?! - krzyknęłam
przepełniona frustracją. - Uderzyłeś mnie! - pisnęłam i nie wiedzieć czemu
zacisnęłam dłonie w piąstki i zaczęłam go okładać po klatce piersiowej. Chwycił
mnie za nadgarstki, by później odepchnąć za siebie. Zrobił to z taką siłą, że
ponownie wylądowałam boleśnie na kolanach, a z moich ust uciekło jęknięcie.
Odbiło mu. Zachowywał się jakby był zupełnie obcym człowiekiem. Nie znałam tego
Logana i nie chciałam go znać. Ta nasz szarpanina nie trwała dłużej niż dwie
minuty, ale ja już czułam się zbrukana. Nie mogłam uwierzyć, że człowiek
stojący przede mną jest moim bratem.
- Nie dotykaj jej skurwysynie!
Obleciał mnie strach, a po
kręgosłupie przeszły nieprzyjemne ciarki, gdy dotarło do mnie, że znam ten
głos. Część ciała wydawała się być sparaliżowana, nie byłam w stanie wydobyć z
siebie chociażby najmniejszego dźwięku zaskoczona jego obecnością. Nigdy nie
chciałam być świadkiem ich konfrontacji i nigdy nie sądziłam, że tak się to
skończy. Zatrzęsłam się jeszcze bardziej chcąc upewnić się w tym, że to właśnie
Justin jest tuż obok. Pomimo półmroku, który panował po tym jak odsunęliśmy się
od latarni wszystko było doskonale widoczne. Jego idealna twarz była
wykrzywiona przez ból, a pod okiem formułował się fioletowy siniak. Justin
ledwo trzymał się na nogach.
Byłam pewna, że Logan uśmiecha się
przepełniony chorą satysfakcją. Podszedł do mnie, a następnie chwycił pod
pachami i postawił do pionu. Zakręciło mi się w głowie, gdy mocniej mnie
ścisnął.
- Puszczaj! - warknęłam, a on od razu
mnie posłuchał i uwolnił ze swojego uścisku. Mimo to stał przede mną z zaciętą,
a przy tym rozbawioną miną. Dotknął mojego ramienia, a ja od razu strąciłam
jego rękę. Ten niby obojętnie obszedł mnie kierując się do Justina.
- Skurwysynie? - zapytał naśladując
głos szatyna z rozbawieniem i bez najmniejszego ostrzeżenia dłonią zaciśniętą w
pięść przywalił mu w brzuch, a potem jeszcze raz i kolejny. Bałam się o nich,
przerażało mnie to jak się zachowywali. Wiedziałam, że z Justinem jest źle, bo
normalnie nie pozwoliłby na to, by Logan do niego podchodził tak blisko i, by
bił go w taki sposób. Robił małe kroczki do przodu i do tyłu chwiejąc się w
niebezpieczny sposób, aż w końcu upadł na kolana z nisko zawieszoną głową. Bóg
jeden wie co wyprawiali zanim przyszłam.
- Zostaw go! - wrzasnęłam płaczliwie
widząc, że Logan chce kontynuować. Nerwowo rozejrzałam się po okolicy
zastanawiając się dlaczego nikt jeszcze nie wyszedł na zewnątrz? Dlaczego nikt
nie wzywał pomocy? Mój brat łypnął na mnie okiem i pokręcił głową z goryczą
wymalowaną na twarzy.
- Zabrałeś mi wszystko - powiedział
szarpiąc za włosy Justina, a tym samym unosząc jego głowę do góry. - Nawet moją
siostrę!
Justin nawet go już nie rozumiał. Był
trupioblady na twarzy, a z kącika jego ust leciała krew. Wyglądał strasznie,
jakby już zaraz miał przejść na drugą stronę i najzwyczajniej umrzeć.
Panikowałam płacząc tak głośno jak nigdy wcześniej. Krztusiłam się łzami
błagając Logana, by już przestał z tym wszystkim.
- Zostaw go Logan, błagam! On
odejdzie, przysięgam tylko zostaw go już!
Łypnął na mnie groźnie i jak na
zawołanie sięgnął do kieszeni spodni. Wstrzymałam oddech, gdy w powietrzu
błysnęło czymś metalowym. Poczułam się tak jakby stanęło mi serce, nawet nie
wiem kiedy ponownie klęknęłam na ziemi, byłam zapłakana, z mojego nosa nadal
leciała krew, a ręce trzęsły się ze strachu. Nie wiedziałam co zrobić, co
powiedzieć, by Logan nas zostawił, ale gdy zaciskał dłoń na rączce od noża
wiedziałam, że jest zdolny do wszystkiego i jeden mój zły ruch pociągnie za
sobą lawinę kolejnych złych wydarzeń. Odciągnął głowę Justina do tyłu jeszcze
bardziej niż wcześniej, a następnie przyłożył do jego gardła ostrze. Zatrzęsłam
się ze strachu podczas, gdy chłopak był już zupełnie nieświadomy tego co się z
nim działo. Patrzyłam na Logana błagalnie płacząc coraz bardziej.
- Kochasz go?
- Logan przestań, to juz nie jest
zabawne! - odpowiedziałam piskliwym głosem.
- Ależ jest!
- On nic nie zrobił!
- Kochasz go? - powtórzył, a ja
wstrzymałam oddech odnosząc wrażenie, że Logan zaraz przeciągnie ostrzem po
jego skórze, a wtedy już w żaden sposób go nie uratuję. Łzy płynące po moich
policzkach toczyły ze sobą walkę o to, która pierwsza dotrze do brzegu mojej
twarzy tworząc prawdziwą fontannę.
- Kocham - potwierdziłam przesuwając
się bliżej. - I ciebie też kocham Logan - dodałam patrząc prosto w jego duże,
przepełnione złością oczy. - Nawet po tym co mi zrobiłeś nadal cię kocham i
nadal uważam, że jesteś moim bratem mimo, że kiedyś obiecywałeś mi, że nigdy
mnie nie uderzysz - przypominałam mu ocierając słone krople ze swojej skóry.
Oniemiał na chwilę trzepocząc rzęsami, patrzył na mnie przez chwilę, a potem
zerknął na Justina i niedbale go puścił. Nie zdążyłam go w żaden sposób
chwycić, więc uderzył głową w chodnik, a jego oczy zacisnęły się jeszcze
bardziej.
- Jesteście siebie warci - splunął
Logan. - Jak dla mnie i ty i on możecie zdechnąć. Jeśli jeszcze kiedyś do mnie
zadzwonisz, albo będziesz próbowała się ze mną skontaktować, a on będzie w
pobliżu przysięgam, że zabiję was oboje.
Nie słuchałam go, nie wiedziałam
nawet, w którą stronę odszedł. Trzęsącymi się rękoma dotknęłam twarzy Justina
sprawdzając co z nim. Był strasznie blady i wyglądało to tragicznie. Nie
wiedziałam co robić, zaczynałam panikować, a mój mózg wymyślał coraz gorsze
rzeczy.
- Justin obudź się - poprosiłam
klepiąc go lekko po buzi, a później ciągnąc za ramię, ale on nawet nie
zareagował. Leżał nieprzytomny na brudnym chodniku kilka metrów do mojego domu.
Nie miałam jednak czasu, by tam biec szczególnie po tym jak sprawdziłam jego
puls, który zdawał się znikać z każdą mijającą sekundą.
Nie mogłam opędzić się od tej
myśli... Justin umierał i to była moja
wina.
* * *
- Nie chcę psuć zabawy osobom, które snują swoje teorie dotyczące ORS, ale... pamiętacie jak mówiłam, że rozdziały z perspektywy Justina będą wspomnieniami tego co było, ale z uzupełnieniem tych chwil, gdy nie był z Emsy? Chyba domyślacie się dlaczego... ;)
- To chyba najdłuższy, ale najbardziej zagmatwany rozdział w historii tego fanfiction. Nie sprawdzałam go zbyt dokładnie, więc wybaczcie mi błędy i powtórzenia, jutro się nimi zajmę.
- Zaszalałyście z komentarzami pod ostatnim rozdziałem, przyznam, że byłam mile zaskoczona i czekam na powtórkę, bo z tego co widzę statystyki wcale nie maleją.
- Miałam coś jeszcze do powiedzenia, ale nie pamiętam już co to było lol, jak sobie przypomnę to dam Wam znać.
- Powodzenia w nowym roku szkolnym :)
- I wiecie co wam powiem? Ostatnio dużo siedzę przy tym opowiadaniu i znowu zakochałam się w Jemsy, więc myśl o zakończeniu tego wszystkiego naprawdę sprawia, że aż mnie wszystko boli haha. Kochacie ich prawda?
no wiec nie wiem czy mam sie cieszyc ze rozmawiali ze sobą czy plakac bo Justinowi sie coś stało.. ogólne to bardzo ciekawy rezdział i du żo sie w nim dzieje XD <3
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ich kochamy.
OdpowiedzUsuńRozdział jdnckasdncasldasdmsdfnsdlf *,*
Kochamy <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz <3
jeny no płacze
Czekam na nastepny!
Świetny rozdział. Uwielbiam twojego bloga. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńZapraszam też na moje opowiadanie: storyfrommars-30secondstomars.blogspot.com
JAPEOIRDOLE NIE MOW ZE ON UMRZE
OdpowiedzUsuńKURWA MAC NAWET NAK NIE MOW
CHOERLA ON NIE UMRZE, PRAWDA?
BLAGAM, POWIEDZ ZE ON IEN URMZE
Nie rób mi tego, proszę... Niech on nie umrze. Błagam.. Kocham ich i to opowiadanie.. Niech się skończy dobrze.. Tak bardzo proszę..
OdpowiedzUsuńO MOJ BOZE KURWA MAC NIRCH ON NIE UMIERA JA SIR POPLAKALAM
OdpowiedzUsuńrzeczywiście trochę zagmatwany ten rozdział,ale i tak mi się bardzo podał ;) boję się,że Justin umrze :( mam nadzieję,że nam tego nie zrobisz <3 czekam na nn
OdpowiedzUsuń@jdbakamyideal
jestem zmieszana ale Justin musi żyć, on nie może umrzeć... szkoda mi relacji Emily i Logana, dlaczego on się taki stał? potrzebuje następnego rozdziału xp
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale Logan był straszny, chyba straciłam do niego całkowicie sympatię, jak mógł uderzyć własną siostrę?
OdpowiedzUsuńEmily też się zbytnio nie popisała całując Aidena tylko po to by Justin był zazdrosny, ale dobrze (chyba) moim zdaniem zareagowała gdy Justin chciał wszystko wyjaśnić. A co gdyby znowu kłamał?
Justin w tym rozdziale jest taki kruchy i delikatny ze aż chce się płakać, naprawdę, mam nadzieję, że przeżyje.
I OBYŚ NIE ZABIŁA JUSTINA.
Nie mogę się doczekać aby to wszystko sobie wyjaśnić, dlaczego Justin taki był, co się stało i w ogóle. Ale chyba ją kocha. Biedaczek, Boże.
Nooo, to oby wszystko było z nim dobrze, i aby następny rozdział nie był taki smutny i depresyjny bo po prostu to rowala mnie psychicznie.
Życzę udanego roku szkolnego i czekam na następny rozdział xx
@AniolyCiemnosci
Boze swiety ile emocji z jednym rozdziale.. 0.0 cholernie mi sie podoba i juz nie moge sie doczekac zeby wiedziec co dalej
OdpowiedzUsuńOMG, nie! Ile sie w tym rozdziale wydarzylo, a Justin...Jejku, przyznam ze na tej scenie gdzie stali kolo swiatel poplynely mi lzy, haha, on byl tam taki kruchy i delikatny widac ze bolala go ta sprawa z pocalunkiem, lol, przeciez on calowal Molly na oczach Emsy! I Logan, co z nim? Uderzył własną siostre, a Emsy i tak sie nie poddala. I teraz chyba moge zaczac: KURWA MAC, NIE, STANOWCZO NIE, JUSTIN NIE MOZE UMRZEC, ANI STRACIC PAMIECI PRZEZ TO ZE UDERZYL GLOWA O CHODNIK, BLAGAM TO BY MNIE CHYBA ROZBILO NA MILION KAWALECZKOW.
OdpowiedzUsuń@zxcvjklx
Super <3 ~Justyna ;**
OdpowiedzUsuńsuuprer
OdpowiedzUsuńKoccham to opowiadanie i bez względu na to co w nim się stanie, ja cały czas bede czytac
OdpowiedzUsuńTak kochamy! Justin nie może, po prostu nie może umrzeć, noo! Proszę nie rób mi, nam tego! Nie chcę płakać cały tydzień jak i nie dłużej! Do następnego ♡
OdpowiedzUsuńJejku wogole nie rozumiem ich zachowania . I Logan idoto jak mogles ja uderzyc . !
OdpowiedzUsuńJezuuu kocham to opowiadanie, kocham ich, to w jaki sposób piszesz. Błagam nie kończ go! Zrób drugą część PROOOOSZĘ!!!! ♥ :* ♥ :* ♥
OdpowiedzUsuńEmily dobrze zrobiła. Ale i tak szkoda mi Justina ;/ I jeszce ten Logan ;( Super opowiadanie
OdpowiedzUsuńNawet nie pierdol ze justin umrze i to beda wspomnienia.... kurwa mac ja pierdole
OdpowiedzUsuńOn nie moze e taki sposob umrzec
Kurwa maaac
Od zawsze kochalam to opowiadanie i zawsze będę. Mam tylko nadzieję, ze Justin nie umrze bo to będzie kolejny fanfiction, przez który będę plakac jak bóbr. Z drugiej strony kompletnie nie rozumiem Justina. Skoro tak kocha Emily i chce jej wszystko wytlumaczyc to dlaczego nie zrobił to przez ten cały czas tylko gapil się na nia, gapil i jeszcze raz gapil. Shipowalam tą parę, ale teraz...sama nie wiem. Biedna ta nasza Emily. Wspolczuje jej wszystkiego co się w jej życiu dzieje. Oby w kolejnych rozdziałach wszystko było lepsze dla niej, Justina, Logana...
OdpowiedzUsuńteraz to pewnie wszystko dopiero runie skoro to koniec. a sekjut uwielbia zostawiać najwięcej akcji i dram na ostatnie rozdziały...
Usuńjak Logan mógł!?!?!?!?!!! Taaak ja chce! Żeby było Aimsy <33 plss chociaż w 1 odcinku coś wiecej niech między nimi bedzie NARA, SUKI :*
OdpowiedzUsuńOh... no weź Justin nie może umrzeć ;c
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział? ;o
OdpowiedzUsuńO cholera... Wcześniejszy rozdział mnie rozśmieszył a ten? Płakać mi się chce, jak najszybszy ciąg dalszy, proszę! @EmiliaWojta
OdpowiedzUsuńCudowny *,* kocham to <3 biedny Jus :c kiedy nastepny rozdział :C?
OdpowiedzUsuńo Boże, kiedy kolejny rozdział?! <3
OdpowiedzUsuńkiedy następny :cccc ?
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńkiedy nastepny
OdpowiedzUsuńProszę, dodaj nowy rozdział...
OdpowiedzUsuńkiedy następny, błagam dodaj coś! :'(
OdpowiedzUsuńnapisała na tt, że będzie najpóźniej w przyszłym tygodniu :D
UsuńCzytam! Jeju zakochalam sie w tym ff ;((
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co napisać, tyle się na czekałam na ten rozdział i na prawdę było warto ;)) Matko, kogo Ty chcesz uśmircić :o Justina, Emsy.. Najlepiej niech wszyscy poumierają i koniec.. Zabij ich wszystkich i koncz to ff, bo to nie ma sensu..
OdpowiedzUsuńHaha Oczywiście żartowałam i wszyscy mają żyć i mają być razem i koniec i kropeczka. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że weźmiesz Sb do serca radę Twojego wiernego Anonimka :(
Buziaczki kochana i duuuużo weny życzę <33