Łapczywie otworzyłam usta próbując
wciągnąć do płuc choć odrobinę powietrza, ale było tak gęste, że nie poczułam
żadnej różnicy. Było mi słabo, czułam, że każdy najmniejszy element mojego
ciała jest ściśnięty przez nadmierną ilość nerwów. Coraz trudniej przychodziło
mi zachowanie zimnej krwi. Ogarniało mnie przerażenie, które paraliżowało każdy
mój ruch. Dusiło mnie, tłamsiło i nieustannie próbowało przekonać, że to już
koniec, że on już nigdy się nie obudzi.
- Justin! - krzyknęłam zapłakanym,
łamiącym się głosem, ale on nawet nie drgnął. Leżał nieprzytomny na zimnym
chodniku nie reagując na żaden bodziec. Modliłam się, by otworzył oczy, by
wykonał jakiś ruch, ale wciąż nic. Mdliło mnie, do ust nabiegało mnóstwo śliny,
a serce waliło jak młotem. Dygoczącymi rękoma sięgnęłam po swój telefon
próbując go nie upuścić. Przez ponad minutę nie potrafiłam trafić palcami w
odpowiednie klawisze, łzy rozmazywały mi cały widok. Ściekały po moich
policzkach ciurkiem, dolna warga drgała, gdy przyłożyłam aparat do ucha. Wydawało
mi się, że minęła cała wieczność zanim ktoś raczył podnieść słuchawkę, a
denerwujący sygnał wprowadzał mnie w jeszcze większe otępienie.
Nie mogłam tego znieść. Nie mogłam
się skupić, nie mogłam się opanować. Załkałam na głos pociągając przy tym
nosem. Lewą dłonią, która trzęsła się jak nigdy przeciągnęłam po jego bladej
twarzy. Wyglądał spokojnie mimo, że z kącika jego ust wciąż sączyła się krew. Był
coraz bledszy, a ja nie mogłam nic zrobić. Odwróciłam od niego wzrok zaciskając
oczy. Musiałam się skupić. Gdy kobieta pełniąca służbę na pogotowiu odebrała
telefon zaczęłam mówić na jednym wdechu, nie mogłam teraz patrzeć na Justina. Wiedziałam,
że jeśli teraz na niego zerknę wybuchnę płaczem i ta kobieta nie zrozumie ani
jednego słowa. Starałam się, ale mimo to musiała mnie kilka razy uspokajać
prosząc, żebym się skupiła. Nie mogłam znieść tego jej opanowanego głosu, tego
chłodu, który od niej bił. Ja nie potrafiłam się tak zachować, panikowałam
coraz bardziej. Otarłam łzy z policzków i ponownie pociągnęłam nosem podając
jej wszystkie dane.
- Błagam, pośpieszcie się - dodałam
głosem przepełnionym desperacją i dopiero wtedy połączenie zostało przerwane. Upuściłam
telefon nie zwracając uwagi na to, że się roztrzaskał. Przeciągnęłam dłonią pod
nosem i zerknęłam na nią. Była ubrudzona krwią, otworzyłam usta patrząc na
swoje czerwone palce. Zupełnie zapomniałam o tym, że sama oberwałam. Chwyciłam
za brzegi swojej koszulki i wytarłam w nią twarz. Nie chciałam, by medycy
zwrócili na mnie uwagę. Mieli się skupić na Justinie, to on był teraz
najważniejszy. Klęczałam na chodniku, okropnie umorusana tuż obok chłopaka.
Opuszkami palców dotykałam jak najdelikatniej jego policzków. Nachyliłam się
nad jego bezwładnym ciałem, a kilka moich łez skapnęło na jego skórę.
- Zostań ze mną, dobra? -
powiedziałam. - Obiecaj, że zostaniesz - dodałam niemal szeptem czując, że mój
głos się załamuje. Nie mogłam tego znieść. Justin nie zrobił nic złego, to ja
powinnam być na jego miejscu. W tym momencie byłam w stu procentach przekonana,
że kocham go. Kocham go tak strasznie, że to, aż boli i myśl o tym, że... że
nie przejdzie przez to była paraliżująca. Podniosłam głowę rozglądając się na
boki oczekując, że karetka nadjedzie właśnie teraz. Naiwnie wierzyłam, że zaraz
po jej wezwaniu pojawi się w ciągu minuty i lada moment ambulans wyjedzie zza
zakrętu. To nie czekanie było najgorsze, a ta okropna bezsilność. Nie wiedziałam
co mogę zrobić, jak mu pomóc. Ciągle sprawdzałam czy oddycha, to była jedyna
rzecz, której mogłam teraz pilnować. Trzymałam jego bezwładną dłoń wciąż
płacząc jak dziecko. Jak ktoś komu właśnie odebrano coś bardzo ważnego. Każda
sekunda była mała nieskończonością, która wykańczała mnie do tego stopnia, że
czułam się coraz słabiej, a wizja utraty Justina stawała się dla mnie coraz
bardziej rzeczywista. Czy to jest moja kara? Za wszystkie kłamstwa, za każdą
naciąganą prawdę? Nie mogłam go stracić. Nie mógł mnie zostawić, nie w ten
sposób. Jaka głupia byłam! Jak mogłam powiedzieć Loganowi o nas? Gdyby nie to,
gdyby nie moja głupia duma nic takiego by się nie stało. To nie była wina
mojego brata, który wpadł w szał, ani wina Justina, który znalazł się w złym
czasie i miejscu. To byłam ja. To wszystko to moja wina. Nie obchodził mnie ból
w ręce, ani moja własna krew, którą co jakiś czas wycierałam spod nosa. Ciągle
skupiałam się na Justinie, na chłopaku, którego nigdy nie powinnam pokochać. Ale
o to jestem, zakochana, zrozpaczona i załamana jak nigdy wcześniej. Teraz już
wiem, że nic nie smakuje tak dobrze jak zakazany owoc. Nie mogłam myśleć o tym
co nas spotkało, nie mogłam skupiać się na wspomnieniach, bo bałam się, że moje
myśli zaczną przypominać coś w rodzaju listu pożegnalnego, bo przecież... przecież
on nigdzie nie odchodził, prawda? Nie może mnie zostawić w taki sposób.
Potrząsnęłam głową próbując pozbyć
się wszystkiego negatywnego, a wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł zimny
dreszcz, gdy usłyszałam sygnał karetki. Byli tu i zamierzali mu pomóc. Z
łomoczącym sercem zacisnęłam trochę mocniej palce wokół dużej dłoni Justina. Nie
musiałam wstać ani do nich machać, bo sami zatrzymali się zaledwie kilka metrów
przed nami. Drzwi się otworzyły, a ze środka łącznie z kierowcą wyszły trzy
osoby - dwóch mężczyzn i jedna kobieta.
- Dobry wieczór - zaczął młody lekarz
w uniformie, który w ogóle do niego nie pasował. - To ty dzwoniłaś? - zapytał,
a ja skinęłam głową. - Został pobity, tak? - ponownie kiwnęłam głową. Zagryzałam wargi, a z moich oczu wypływał
ocean łez. Myśl o tym, że mam puścić dłoń Justina była okropna. Bałam się, że
jeśli to zrobię on w magiczny sposób rozpłynie się w powietrzu i nigdy nie
wróci. Nie wiem skąd brała się ta naiwność, ale tak cholernie się o niego
bałam, że nie wyobrażałam sobie, być z dala. Chciałam być blisko.
- Jak masz na imię?
- Emily - wymamrotałam zerkając na
smutną twarz chłopaka, który wciąż był nieprzytomny. W tym momencie chciałam
nim potrząsnąć licząc na to, że się ocknie. - Pomożecie mu?
- Tak, ale musisz nam dać pracować -
odparł mężczyzna wyciągając do mnie rękę. Nie chciałam jej łapać, ale nie
miałam wyboru. Chciałam, żeby mu pomogli. Nachyliłam się nad Justinem i
pocałowałam go najdelikatniej jak tylko mogłam w policzek i dopiero wtedy
złapałam dłoń lekarza podnosząc się do góry. Wszystko zawirowało mi przed
oczami, ale zupełnie to zignorowałam. Nie pozwolę, by mój stan w jakikolwiek
sposób odciągnął ich od pracy przy Justinie.
- Wiesz dokładnie w co został
uderzony?
- Dostał kilka razy w brzuch -
wymamrotałam, a ten okropny obraz, wspomnienie sprzed chwili wróciło jak
bumerang. Zaniosłam się płaczem przyciskając do ust dłoń. Czułam na sobie
spojrzenie młodego lekarza, który nie mógł nic zrobić. - On... - zaczęłam
widząc, że mężczyzna chce się odezwać. - Bił go prawie do nieprzytomności -
mówiłam łapczywie wciągając powietrze. - Potem Justin upadł i chyba uderzył
głową w chodnik.
Rozkleiłam się jeszcze bardziej. Łkałam
żałośnie nie potrafiąc sobie poradzić z tym do czego doprowadziłam.
- Nic mu nie będzie, prawda? -
zapytałam. Nogi trzęsły mi się jak galarety i byłam pewna, że lada moment
wyłożę się jak długa na chodniku. Kątem oka obserwowałam jak tamta dwójka
sprawdza co z Justinem.
- Jesteś jego rodziną?
- Dziewczyną - skłamałam.
- Mark! Zabieramy go - krzyknęła
kobieta, która klęczała obok Justina, w tym miejscu, w którym ja byłam
wcześniej. Obleciał mnie strach i mnóstwo innych dziwnych uczuć, których nigdy
wcześniej nie doświadczyłam. Spanikowana zaczęłam gwałtownie kręcić głową.
- Nie, nie, nie - powtarzałam jak
zaklęta. Chwyciłam za nadgarstek mężczyznę, który ze mną rozmawiał. Spojrzał na
mnie zaskoczony jakby nie spodziewał się, że coś takiego przyjdzie mi do głowy.
- Niech mi pan obieca, że nic mu nie będzie.
- Spokojnie - powiedział sztywno,
takim tonem głosu jakim mówią wszyscy lekarze, którzy nie chcą składać
fałszywych obietnic. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Jesteś w stanie
przypomnieć sobie wszystkie szczegóły?
Zagadywał mnie podczas, gdy jego
koleżanka po fachu wyciągnęła nosze i razem z tym drugim mężczyzną planowali
przenieść na nie Justina. Naprawdę było z nim źle skoro chcieli go przewieść do
szpitala.
- Już mówiłam, ktoś go pobił.
Widziałam, że dostał w brzuch, a potem jak upada. Ten chłopak, który go tak
urządził uciekł - skłamałam patrząc mu prosto w oczy. Może faktycznie Loganowi
całkiem odbiło, ale nie zamierzałam go wsypywać. Nie zamierzałam wydawać
własnego brata pomimo tego kim się stał.
- Cokolwiek - mruknęłam ścierając
łzy. Puściłam mężczyznę, który spojrzał na mnie smutno i kiwnął lekko głową do
swoich kolegów. Wszystko działo się tak szybko, że po chwili już wnosili
Justina do karetki. Stałam w jednym miejscu z otwartymi ustami, z policzkami
mokrymi od łez, w brudnej koszulce, na której widać było krew, którą starałam
się ukryć przed lekarzem. Nie pytałam
czy mogę jechać z nimi, bo znałam odpowiedź. Nie byłam nikim z rodziny i miałam
świadomość tego, że nie złamią dla mnie swoich zasad. Mimo to wiedziałam, że
muszę jak najszybciej dostać się do szpitala, ale tu znowu pojawił się problem.
Nie miałam samochodu, prawa jazdy, nie miałam absolutnie nic czym mogłabym się
dostać do centrum miasta. Gdy karetka ruszyła na sygnale zostawiając mnie
daleko w tyle niemal od razu wylądowałam z powrotem na chodniku uświadamiając
sobie, że jest gorzej niż źle. Odwróciłam głowę w stronę domu licząc, że może
mama będzie w stanie mnie odwieźć, ale światła były zgaszone, więc wiedziałam,
że nie ma jej w środku. Nie miałam nawet numeru do mamy Justina, ani do żadnego
z jego kumpli. Nie miałam absolutnie nic oprócz gasnącej nadziei, że nigdy
więcej go nie zobaczę.
Minęło kilka sekund, gdy coś wpadło
mi do głowy, coś w rodzaju olśnienia. Szybko podniosłam się do góry i niemal
potykając o własne buty puściłam się biegiem w stronę starego domu, w którym
Justin często spotykał się ze swoimi przyjaciółmi. Miałam wrażenie, że moje łzy
spływają po skroniach przez wiatr, który dmuchał w twarz, gdy pokonywałam
ogromny dystans tak szybko jak tylko mogłam. Moje mięśnie paliły, a nogi
odmawiały posłuszeństwa. Nie było jednak mowy, bym się zatrzymała chociażby na
chwilę. Nie miałam czasu na to, by wytrzeć łzy czy zaczerpnąć porządnie
powietrza. Byłam zbyt zdeterminowana. Skręciłam w lewo i niemal od razu tego
pożałowałam. Moja sylwetka odbiła się od ciała chłopaka, a kolana prawie
roztrzaskały się przez beton, na który upadłam. Jęknęłam głośno zasycając
powietrze.
- Cholera, przepraszam - rzuciłam
pośpiesznie i wstałam nie zwracając na niego większej uwagi. Pobiegłam dalej
czując jak materiał spodni przecieka przez krew.
Nie wiem jak długo biegłam, nie wiem
ile czasu mi to zajęło, ale ciężko dysząc, na chwiejnych już nogach dotarłam na
miejsce. Po raz pierwszy nie przeszkadzało mi to, jak bardzo przerażający był
ten budynek. Nie interesowały mnie odpadające deski czy sypiący się dach. Przywarłam do drzwi uderzając w nie z otwartej
dłoni, a następnie waląc w nie pięścią wiedząc, że ktoś na pewno jest w środku.
Tam zawsze ktoś był. Po niecałych piętnastu sekundach usłyszałam przekręcenie
zamka i odskoczyłam do tyłu, by nie wlecieć na przedpokój. W progu stanął
chłopak, którego nie znałam. Spojrzał na mnie z kpiną wymalowaną na twarzy,
która mieszała się z niedowierzaniem, więc stwierdziłam, że na pewno mnie zna.
- Potrzebny mi Ryan - powiedziałam
sucho starając się utrzymać nerwy na wodzy.
- Ta - mruknął wywracając oczami. - I
co z tego?
Fuknęłam i bez zastanowienia walnęłam
go w ramię prawą ręką. Skrzywił się zdziwiony siłą, którą jeszcze w sobie
miałam.
- Zejdź mi z drogi kutasie -
warknęłam, a on całkowicie zaskoczony i zdezorientowany nawet nie zareagował,
gdy wśliznęłam się do środka przechodząc pod jego ręką, którą opierał o framugę
drzwi. W całym tym domu znałam tylko jedno pomieszczenie, więc od razu ruszyłam
w stronę salonu. I miałam rację. Ryan siedział przy stole, na którym rozłożone
były kartki, a przy samym brzegu leżały trzy pistolety.
- Ryan - zaczęłam płaczliwie. Głos
znowu mi się łamał, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Chłopak wzdrygnął się
na dźwięk mojego głosu, a przez jego twarz przemknęło zaskoczenie. - Musisz mi
pomóc.
- Co ty tu kurwa robisz? - zapytał
poirytowanym głosem. - Justina tu nie ma, a nawet gdyby był to twoje łzy nie
zrobiłby na nim wrażenia.
- Ryan posłuchaj...
- Nie! - wrzasnął podchodząc bliżej.
- Masz stąd wyjść.
Zagotowało się we mnie.
- Wiesz co? Jesteś skończonym
debilem! - krzyknęłam wyrzucając ręce w powietrze. - Nie obchodzi mnie, że
nagle mnie znienawidziłeś chociaż nic ci nie zrobiłam. Mam gdzieś co tu robicie,
nie obchodzi mnie to. Możesz nawet próbować przejąć kontrolę nad całym światem,
a ja nie zwróciłabym na to uwagi, rozumiesz?
- Nie ma go tu, a nie widzę żebyś
miała w tym miejscu jakiś przyjaciół.
Rozpłakałam się jak dziecko. Dystans,
który Ryan wciąż próbował utrzymać pomiędzy nami był strasznie irytujący.
Zamknęłam na chwilę oczy próbując powstrzymać skapujące łzy, ale to w niczym
nie pomogło. Moja klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół bardzo szybko,
nogi nadal chwiały się przez cały wysiłek, a mroczki przed oczami wcale nie
chciały zniknąć. Byłam na to wszystko za słaba.
- Wiem - przytaknęłam smutno. - Ale Justin
ma tutaj przyjaciół.
Słone kropelki skapywały po moich
policzkach toczą się po wciąż wilgotnej skórze. Ryan w końcu przestał łypać na
mnie spode łba. Z zaciekawionym spojrzeniem przechylił na bok głowę i kiwnął
ręką do chłopaka, który stał gdzieś za mną. Usłyszałam jak odchodzi podczas,
gdy sam Ryan podszedł jeszcze bliżej mnie.
- Co się stało Emily? - zapytał.
- Logan go pobił - jęknęłam
zrezygnowana patrząc na podłogę. Zagryzałam usta, gdy nieznośny ból rozlał się
jak trujący jad w mojej klatce piersiowej. - Justin stracił przytomność. Nie
wiedziałam co robić, więc zadzwoniłam po karetkę i wzięli go do szpitala -
wyznałam. - Błagam Ryan zabierz mnie do niego.
- Dlaczego twój zidiociały brat pobił
Biebera? - zapytał marszcząc brwi.
- Powiedziałam mu prawdę.
Ryan wyprostował się i chwycił za
głowę. Potrząsnął nią energicznie odchodząc na drugą stronę pomieszczenia. Gapił
się na mnie wielkimi oczami.
- Chyba sobie żartujesz kurwa -
powiedział. - Do końca ci odbiło?! - wrzasnął. - Tobie i Bieberowi?! - dodał
wściekły na mnie i na swojego najlepszego przyjaciela. - Nie mogłaś mi
wcześniej powiedzieć?!
- Nie chciałeś ze mną rozmawiać! Myślałam,
że Justin ci powiedział.
- Nic nie mówił! - fuknął podchodząc
do szafki. Chwycił za kluczyki do samochodu i wcisnął je do kieszeni spodni, a
następnie zaczął się rozglądać za swoim telefonem. - Mówił, że idzie się
spotkać z kimś ważnym i wróci niedługo - dodał. - Gdzie ich znalazłaś?
Zatrzepotałam rzęsami jak głupia
dziewucha, której myślenie przychodzi z trudem.
- Pod... pod moim domem -
westchnęłam. Czy Justin mówiąc, że idzie się spotkać z kimś ważnym miał na
myśli mnie? Chłopak zatrzymał się i otworzył usta patrząc w moją stronę z
jeszcze większą wściekłością. Jeśli wcześniej myślałam, że mnie nienawidzi, to
nie wiem jak określić te uczucia, którymi mnie teraz obdarzył. Speszona
odwróciłam wzrok.
- Możemy jechać? - zapytałam cicho. -
Proszę.
Bez słowa wyminął mnie i ruszył w
kierunku wyjścia. Ruszyłam za nim biegiem i nim zdążył odjechać swoim
samochodem zajęłam miejsce pasażera. Zapięłam pasy i starałam się skupić na
oddychaniu. Cały czas było mi słabo. Byłam wdzięczna Bogu, że jeszcze nie
zemdlałam chociaż wiedziałam, że to w końcu się stanie. Pokonaliśmy całą trasę
nie odzywając się do siebie, nie komentowałam stylu jazdy Ryana, ani tego ile
przepisów złamał.
Szpital znajdował się w samym centrum
miasta, był niewielki, ale zawsze było w nim pełno ludzi. Z żalem spojrzałam na
chłopaka, który nie raczył nawet na mnie poczekać. Musiałam za nim biec, by go
gdzieś nie zgubić. Zatrzymał się dopiero, gdy znaleźliśmy się obok recepcji.
Nie byłam w stanie usłyszeć co mówi, bo nim doczłapałam do niego on już
skończył rozmawiać z kobietą, która podała mu numer sali.
- Ryan zwolnij! - poprosiłam.
Gwałtownie zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę posyłając mi lodowate
spojrzenie, które zdecydowanie mogłoby kogoś zabić. Przełknęłam ślinę i nadal
musiałam się strasznie wysilać, by nie zgubić go po drodze. Dotarliśmy na
czwarte piętro, bieganie po schodach to zdecydowanie nie było coś czego
potrzebowałam po dzisiejszym maratonie, ale jakby chęć dowiedzenia się co z
Justinem dodawała mi mnóstwo sił.
Niemal wpadłam na Ryana, gdy
zatrzymał się obok sali z numerem czterysta cztery. Odwrócił się do mnie z
nietęgą miną i bardzo dobrze widoczną wyższością.
- Usiądź tutaj - powiedział wskazując
na krzesła ustawione pod ścianą. - Dowiem się co z nim i zaraz wrócę.
Zrobiłam tak jak kazał, nie miałam
sił na kolejny maraton, a już tym bardziej na jeszcze więcej sprzeczek. Siedziałam
gapiąc się na drzwi, ale nie mogłam zobaczyć niczego konkretnego oprócz małej
wnęki. Łzy wciąż błyszczały w moich oczach. Justin tu był, w tym samym budynku
co ja, ale w moim odczuciu było tak, jakbym ja została na Ziemi, a on odleciał na
Marsa. Był daleko, bardzo daleko i zostawiał mnie. Opuszczał, a ja mogłam
jedynie czekać, by lekarze sprowadzili go z powrotem.
- Co z nim? - zapytałam, gdy
zobaczyłam Ryana zmierzającego w moją stronę. Był wściekły, był naprawdę
wkurzony. Żyły wyszły mu na rękach, czole i szyi. Niemal zionął ogniem. Mijał
wszystkich bez słowa gapiąc się na mnie.
- To wszystko twoja wina - wyznał
zastawiając mi drogę. Zamrugałam uciekając wzrokiem na bok. Gdy sama tak
myślałam nie brzmiało to tak okropnie, ale teraz? Teraz jego słowa zabolały
mnie tak bardzo jakby ktoś strzelił prosto w moje serce z pistoletu.
- Nie o to pytałam.
- Jesteś jego największym błędem -
warknął. - Życiową porażką.
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i
uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. To prawdopodobnie był straszny błąd.
Nie wolno dotykać osób, które są wściekłe, a ja mu przywaliłam. I to dość
porządnie. Na jego skórze od razu odbił się czerwony ślad mojej dłoni. Warknął,
głośno i wściekle, jakby chciał mnie zabić za to co właśnie zrobiłam. Ryan nagle
chwycił mnie za lewe przedramię z furią wypisaną na całej twarzy, szarpnął za nią,
a z mojego gardła wydobył się niekontrolowany krzyk. Ból nie do opisania
wstrząsnął całym moim ciałem rozrywając moją duszę na małe strzępki. Upadłam na
rozbite już kilkakrotnie kolana nie potrafiąc poradzić sobie z bólem w lewej
ręce. Wrzasnęłam jeszcze raz nie potrafiąc tego kontrolować. Przerażony i
przede wszystkim zupełnie zdezorientowany Ryan odsunął się do tyłu.
- Boli - jęknęłam zanosząc się
głośnym płaczem.
- Em... Emily? - zapytał ostrożnie,
chociaż w jego głosie nadal można było wyczuć wściekłość.
- Niech przestanie boleć - błagałam
go. Przycisnęłam lewą rękę do brzucha zalewając się łzami. Nie miałam pojęcia
co się dzieje, ale niesamowity ból rozchodził się na jej całą długość. - Pomóż
mi Ryan.
- Co tu się dzieje?! - krzyknęła
jakaś pielęgniarka, która do nas podbiegła - Zrobiłeś jej coś?! - fuknęła
oskarżycielsko na chłopaka, który stał z otwartymi ustami. Jęczałam coraz
bardziej chcąc, by to się skończyło.
- Emily? - zapytał Ryan, ale jego
głos zaczął się oddalać. - Emily?!
Nie widziałam dokładnie twarzy
pielęgniarki, ani zaciekawionych pacjentów, którzy spacerowali po korytarzu i
widząc całą sytuację podeszli bliżej. Nie rozumiałam już za wiele z tego co do
mnie mówiła, ale gdy tylko dotknęła mojej ręki, z mojego gardła wydobył się
kolejny krzyk. Odsunęłam się od niej jak najdalej, a tańczące mroczki zalały po
chwili cały mój umysł. W tym wszystkim, w całym tym zamieszaniu zupełnie zapomniałam
o sobie. Bo przecież nie tylko Justin dostał od Logana, ja również, ale gdy
kogoś kochasz zamieniasz ja, na imię
osoby, za którą oddałbyś wszystko. Nawet jeśli to twoje życie. Czułam, że leżę
na podłodze. Widziałam nad sobą rozmazaną twarz Ryana, który chyba próbował
mnie przeprosić, a chwilę później utonęłam w niekończącej się ciemności. Przegrałam
walkę z bólem.
* * *
- Błędy, literówki i powtórzenia poprawię, gdy będę mieć na to chwilę.
Jeśli lubicie to jak piszę, to serdecznie zapraszam na DIABELSKĄ DUSZĘ
fanfiction wypełnione po brzegi intrygami, tajemnicami, pytaniami i akcją.
Arleen miała piętnaście lat,
gdy została oszpecona. Od tamtej pory ma na policzku okropną bliznę, która niszczy połowę jej życia. Mimo, że dziewczyna w końcu uciekała od starego życia - nic nie było takie jak dawniej. Kto ją
tak zranił? Kim są ludzie, którzy podają się za jej przyjaciół? Co naprawdę stało się z
jej bratem i kim w rzeczywistości jest Justin, chłopak, który jest prawdopodobnie jedyną
osobą, która może pomóc jej rozwiązać wszystkie problemy? Dlaczego to ona
została wplątana w intrygę, o której nie miała pojęcia? I czy może ufać komuś,
kto ma diabelską duszę?
Booooże boski rozdział! Jeju chcę więcej !!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem jak to skomentować (rozdział na maxa smutny) ale muszę coś napisać żebyś zobaczyła, że dużo osób to czyta i zawsze czekamy na nowy rozdział. Kocham ten blog...
OdpowiedzUsuńDziękuje kochanie, że go prowadzisz <3
Jak zawsze cudownie, szkoda mi Emily :c
OdpowiedzUsuńJeju tak mi szkoda emily :''( oby jej nic nie bylo i justinowi tez ;'(
OdpowiedzUsuńJEZU CUDO BOZE @biebs_ilysmx
OdpowiedzUsuńSuper! <3 Nie mg doczekać sie następnego ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział,taki smutny :'( Czekam na następny!!
OdpowiedzUsuńcudowny ff sjjdkdmch boze, nie moge sie doczekać następnego rodzialu!!<3 @baebiebx
OdpowiedzUsuńomg on umrze! :( ?
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj rozdział szybko nie mogę sie doczekać kocham to co piszesz jesteś świetna dziękuję ze. To piszesz :((( KOOOCHAM ;*
OdpowiedzUsuńNareszcie jest nowy rozdział! Tak długo na niego czekałam i się doczekałam :)
OdpowiedzUsuńRozdział trochę smutny. Oby nic złego im się nie stało, w szczególności Justinowi.
Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx/@bizzlessmile
Niech Em będzie miała coś ze zdrowiem żeby Justin zaczął sie o nią martwić i żałować wszystkiego złego co jej zrobił
OdpowiedzUsuńJezu mam nadzieję że nic jej nie będzie i justinowi też, coś czuję ze oni nie będą już razem i to mnie dręczy bo ja chcę by do siebie wrócili i wszytko było dobrze
OdpowiedzUsuń,czekam na następny
Nie proszę niech tylko nie umiera bo jak ja później będę żyła z wiedzą że oni nie są razem nie przeżyje zakończenia gdy nie będą razem, kurwa Bieber masz jej nie zostawiać
OdpowiedzUsuńJejku, znalazłam w sobotę i wreszcie skończyłam. O boże, to jest po prostu świetne. Dabielska Dusza tez jest genialna. 💕
OdpowiedzUsuńChcę juz nowy rozdział, oni musza życ, no błagam 😭
O moj boze cudowny <3 uwielbiam to opowiadanie i mega sie ciesze ze dodalas nowy rozdzial <3
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą napisałam komentarz do poprzedniego rozdziału, bo nie zauważyłam, że jest jeszcze jeden hihi Biorę się za czytanie tego <3 Jezu boje się co tam będzie :o
OdpowiedzUsuńpłacze przez cały rozdział.. opowiadanie jest cudowne, tylko szkoda, że nie dodajesz rozdziałów tylko raz na kiedy. Mam nadzieje że to ię zmieni, bo jest świetne!
OdpowiedzUsuńopowiadanie najlepsze jakie czytałam. mam nadzieje ze szybko dodasz nowy rozdzial bo juz sie doczekac nie moge,CZYTAM CZYTAM I JESZCZE RAZ CZYTAM I KOCHAM TWOJEGO BLOGA
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny:((
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nie jest tylko chwilowy powrót i rozdział pojawi się w najbliższym czasie
życzę weny☻
#jemsy
OdpowiedzUsuńKiedy next? Genialny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny? ;_;
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńno nie błagam o nowy jak najszybciej to jest świetne nie da się tego opisać słowami kocham po prostu to co ty piszesz czytam od tamtego roku i zawsze mnie zaskakuje błagam dociągnij do jak najszybciej do końca bo obiecuje że nie wyrobię z emocjami .. piszesz naprawdę genialnie zazdroszczę wiem ze masz swoje sprawy inne zajęcia ale proszę nie trzymaj nas w niewiedzy czekam no kolejne życzę miłych świąt do szybkiego ! <333
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj następny rozdział jak najszybciej. Kocham twoje opowiadanie, ale dodajesz tak późno rozdziały :(
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie z Justinem i Emily, więc postaraj się dodać szybko, proszę :)
Wspaniały blog i cudowna historia. Plus ogromny talent do pisania zakochałam się w tym wszystkim. Proszę dodaj jaj najszybciej nn. I niech będę razem, nie rób smutnego zakończenia. Całuje Wersą.
OdpowiedzUsuńJak*
UsuńKiedy nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńkiedy dodasz nowy rodzial? :)
OdpowiedzUsuńCzytam;)Jedno z moich ulubionych opowiadań, naprawdę masz talent;) pisz szybko nn
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział.@dezasamblati
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi się następny rozdział?
OdpowiedzUsuńskarbie czekamy co dalej świetne dodaj proszę szybko albo daj w końcu jakiś znak życia !<3 zawsze będę czekać do kończ bloga!<3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo czekam i czekam na ten nowy rozdział a tu go nie ma. Intrygujące jest to,że to opowiadanie ma w sobie dużo pasji. Życzę sukcesów w dalszych ścieżkach pisarskich.
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny???
OdpowiedzUsuńkiedy następny? jeju czekam z niecierpliwością <3333
OdpowiedzUsuńKiedy nowy? Już prawie 3 miesiące nie ma rozdziału. :(
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu nowy rozdział??? Czekam i czekam a tu nic... :(
OdpowiedzUsuńKiedy do chuja wreszcie dodasz nowy rozdzial?
OdpowiedzUsuńtak ci wstyd podpisać się chociażby userem z twittera? :) to moje ff i to ja decyduję co się z nim stanie. nie musisz tego czytać, nie musisz czytać niczego co wychodzi spod moich palców kochanie :)
UsuńTo jest genialne. Niedawno trafiłam na tego bloga i przeczytałam go, aż do tego rozdziału. Widzę, że coś zawiesiłaś pisanie, bo dawno chyba dodałaś tę notkę, co widzę po komentarzach i wgl... Ale jeśli nie masz czasu to rozumiem. :)
OdpowiedzUsuńZ wielką niecierpliwością czekam na nn. Pozdrawiam i życzę weny! :)
Bedzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy next? Bo już ogromnieeee długo nie ma, już straciłam nadzieję, że się pojawi :cc
OdpowiedzUsuńTęsknię za tym ff.
OdpowiedzUsuń/A.
Hej, dodano (już kiedyś) post z twoim blogiem na Ocenialnie JBFF < http://fanfictions-for-you01.blogspot.com >. Mogłabym prosić o udostępnienie buttonu tej Ocenialnii? Wiesz, reklama dźwignią handlu. Button znajduję się po prawej stronie, pod obserwatorami, z góry dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńCzy jest jakaś szansa, że pojawi się tu nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńTy to jeszcze piszesz?
OdpowiedzUsuń