Przewróciłam się na drugi bok
otwierając oczy, leżałam szczelnie owinięta kołdrą pełna energii i przepełniona
szczęściem. Wczorajszy wieczór był niesamowity, na samo wspomnienie poczułam
pieczenie na policzkach. O Boże, to przecież naturalna rzecz a ja zachowuję się
jak mała dziewczynka, która nie miała pojęcia o istnieniu seksu. Wciągnęłam
powietrze ustami i ściągnęłam brwi, gdy dotarło do mnie, że miejsce Justina
jest puste. Od razu podciągnęłam się do góry rozglądając nerwowo po
pomieszczeniu. Spodziewałam się, że obudzę się obok niego i, że... spędzimy
miły poranek.
- Justin? - spytałam cicho.
Od razu skarciłam samą siebie w
myślach. Dlaczego panikuję? Przecież Justin może być chociażby w łazience!
Odsunęłam od siebie kołdrę i spojrzałam w dół, miałam na sobie jedynie majtki i
koszulkę Justina. Zagryzłam usta na samo wspomnienie, gdy ze śmiechem mi ją
podał. Będę musiała się do tego przyzwyczaić ale to nie będzie proste. Nawet z
tą całą pewnością siebie pozbawiona ubrań wcale nie czuję się taka. Podniosłam
się ze swojego miejsca i na palcach przeszłam po podłodze zaglądając za
ściankę, gdzie znajdowała się mała kuchnia, z kilkoma szafkami, malutką lodówką
i kuchenką gazową. Pod ścianą stał stolik z dwoma krzesłami, jedno z nich
zajmował Justin. Siedział odwrócony plecami w moją stronę, zagryzłam wargi
widząc jakie ślady ma na nich przez moje paznokcie. To musiało go naprawdę
boleć. Podeszłam bliżej kładąc dłonie na jego karku. Był jakiś spięty.
- Czemu nie śpisz? - spytałam
pocierając jego skórę kciukami.
Gwałtownie podniósł się ze swojego
miejsca strącając tym samym moje dłonie. Co jest grane?
- Już się wyspałem - burknął.
Podniósł ze stolika swój telefon
odwracając się w moją stronę. Zdezorientowana patrzyłam na niego wielkimi
oczami z rozchylonymi ustami.
- Coś się stało?
- Nie. Czemu coś miałoby się stać?
- Przestań kłamać, przecież widzę, że
jesteś spięty i mówisz do mnie w taki oschły sposób - odpowiedziałam krzyżując
ręce na ramionach.
Wywrócił oczami przesuwając dłonią po
swojej szczęce.
- Jesteś przewrażliwiona Emsy -
odpowiedział. Czułam, że zmusza się do rozmowy ze mną. - Nic mi nie jest -
dodał a na jego twarzy rozciągnął się sztuczny uśmiech.
Mam w to uwierzyć? Dlaczego on nie
może mi po prostu zaufać zamiast tłamsić to w sobie? Odsunęłam krzesło
przejeżdżając jego nogami po podłodze tak, by wydobyło z siebie piskliwy dźwięk
nie odrywając surowego spojrzenia od Justina. Zmarszczył nos i przymknął oczy.
Jeśli chcesz wiedzieć o co mu chodzi musisz go doprowadzić do szału, wtedy
wszystko z siebie wyrzuca.
- Nie bądź złośliwa - warknął.
- Co ja takiego robię? -
odpowiedziałam z miną niewiniątka.
- Dobrze wiesz co!
Zajęłam jego dawne miejsce zaplatając
palce na blacie stolika. Wciągnął powietrze nosem wypuszczając je ustami,
usiadł na przeciwko mnie nie podnosząc na mnie swoich karmelowych tęczówek.
Może tym razem chodziło o mnie? O to jaka kiepska wczoraj byłam... Bo przecież
jest przyzwyczajony do Molly i innych dziewczyn, które zdecydowanie mają jakieś
doświadczenie. A ja? No cóż, nie mam go wcale. Westchnęłam zasłaniając twarz.
Albo przyzwyczaję się do jego zmian nastroju albo skończę w jakimś ośrodku.
- Emily - powiedział. - Emily, -
powtórzył - popatrz na mnie - poprosił.
Spełniłam jego prośbę. Patrzyłam na
niego wyczekująco z przygryzioną wewnętrzną stroną policzka.
- To nie twoja wina. Po prostu mam
zły dzień i muszę coś przemyśleć - dodał. - Coś bardzo ważnego.
- Więc powiedz mi co to jest.
- Nie mogę i nie chcę - odpowiedział.
- Kiepski z ciebie chłopak -
burknęłam obrażona. Zaśmiał się nerwowo kładąc swoją dłoń na mojej. Opuszkami
palców przesunął po wystających kostkach i małej bliźnie.
- Twój kiepski chłopak uświadamia
cię, że jest już prawie dwunasta, a o trzynastej trzydzieści jesteś umówiona ze
swoim ojcem. A jeszcze musimy tam dojechać i zjeść śniadanie.
- Że co? - moje oczy się rozszerzyły.
- Dopiero teraz mi mówisz, że jest tak późno?!
Gwałtownie podniosłam się z krzesła,
które odsunęło się do tyłu i z łoskotem opadło na ziemię. Jak to jest możliwe,
że spałam tak długo?! Byłam przekonana, że jest dziewiąta, może dziesiąta ale
nie dwunasta! W panice spojrzałam na swoje ubrania.
- Tak, zgadzam się możesz w tym pójść
- powiedział Justin uśmiechając się lekko.
Czemu miałam wrażenie, że tak
strasznie się wysila by być miłym?
- Jasne - prychnęłam kręcąc głową i
próbując uwierzyć, że wszystko jest w porządku. Uśmiechnęłam się do niego lekko
podnosząc krzesło do góry.
- Zostaw to, zrobię śniadanie, a ty
idź się ubrać.
- Naprawdę?
- Tak - skinął głową.
Ucieszona w podskokach podeszłam do
niego całując go w policzek. Prawie wybiegłam z tej części pokoju, gdy coś mnie
tknęło. Zatrzymałam się w progu.
- Kocham cię Justin - powiedziałam
uważnie obserwując jego ruchy.
Uniósł jedynie kącik ust i skinął
głową. Odwzajemniłam gest, a następnie skierowałam się do swojej torby z
ciuchami, by wygrzebać z niej coś co nadawało się na spotkanie z tatą. I
chociaż zdążyłam już uwierzyć, że Justin mnie kocha ale przez brak odpowiedzi
ciągle czułam ukłucie w sercu. Starałam się o tym nie myśleć. Za ponad godzinę
zobaczę się z moim tatą, którego nie widziałam już tak długo i byłam
podekscytowana. Nasze relacje były różne, ale on wciąż był moim tatą i wciąż
wiedziałam, że gdyby coś się wydarzyło mogłabym na niego liczyć. Nie był wcale
taki zły jak mi się wydawało, moje emocje musiały opaść żebym to zrozumiała.
Wzięłam szybki prysznic zmywając z siebie resztki wczorajszego dnia i w
podobnym tempie założyłam na siebie wybrane wcześniej ubrania. Ciemne śliwkowe
spodnie mocno opinały moje nogi, a przez białą bluzkę i sweterek wyglądałam jak
zwykła, nudna dziewczyna. Palcami przeczesałam swoje włosy próbując w
jakikolwiek sposób sprawić, by wyglądały dobrze. Otworzyłam drzwi łazienki
wracając do pokoju i stanęłam słysząc głos Justina.
- Stary nie dam rady - powiedział. Po
chwili ciszy znowu się odezwał. - Nie moja wina, że jesteście takimi baranami!
- krzyknął.
- Z kim rozmawiasz? - przerwałam
wchodząc do kuchni.
- Z nikim - mruknął obojętnie. -
Pogadamy jak wrócę - dodał wciskając jakiś przycisk na swoim telefonie.
Praktycznie nim rzucił na stół.
- Powiesz mi co się dzieje, czy dalej
będziesz się zachowywał jak palant?
- Emily nie teraz!
- To kiedy?
- To nie twoja sprawa, więc się kurwa
nie mieszaj!
- Oh, - uśmiechnęłam się, - więc
znowu twoi kumple coś zrobili i wyżywasz się na mnie. Wow, gratulacje! -
odpowiedziałam wyrzucając ręce w powietrze.
- Nie wyżywam się! Po prostu się
zamknij na chwilę i daj mi pomyśleć!
Fuknęłam na niego krzyżując ręce na
piersiach. Podczas mojej nieobecności miał zająć się śniadaniem ale na stole
nie było nic, wszystko znajdowało się na tych samym miejscu co wcześniej. Co on
do cholery robił przez cały ten czas. Spojrzałam na niego, miał na sobie
jedynie spodnie i trzymał rękę na kieszonce. Po chwili jego dłoń wsunęła się do
środka, wyciągnął paczkę papierosów, obracał ją przez chwilę, aż w końcu
zdecydował się na jedną wąską rurkę, którą umieścił pomiędzy wargami.
Obserwowałam uważnie każdy jego ruch. Był bardzo zły i zdenerwowany. Trzęsły mu
się ręce, gdy próbował użyć zapalniczki, która nie chciała zapalić. Chciałam
tylko wiedzieć co tak na niego wpłynęło. To podobno nie moja wina, ale z
Justinem nigdy nie wiadomo. Wywróciłam oczami podchodząc do starej kuchenki
gazowej obok której leżała paczka zapałek. Przeciągnęłam główką zapałki po
drasce i podsunęłam płonący kawałeczek drewna pod jego nos. Złapał za moją dłoń
przytrzymując ja przez chwilę, zaciągnął się kilkakrotnie, aż w końcu końcówka
jego papierosa zażarzyła się, a ja mogłam zgasić zapałkę i się jej pozbyć.
- Dzięki - powiedział wypuszczając
chmurę dymu z ust. Oparł się tyłkiem o brzeg stołu i przez kolejne minuty po
prostu palił, a mnie trafiał szlag. Po swoim pierwszym razie spodziewałam się
miłego poranka, nie dałabym się nawet ponieść temu, że ciągle odczuwałam mały
dyskomfort, ale Justin? Justina jak widać nie interesują takie rzeczy. Czemu ja
się dziwię, to przecież logiczne, że nie zmienił się w magiczny sposób i dalej
jest upartym osłem, który robi co chce, jak chce i kiedy chce. Mogłam mu
wybaczyć to zachowanie skoro mówił, że to jego sprawa i, że mam się nie
wpieprzać ale obiecał mi śniadanie. Zerknęłam na stary zegar z żółtawą tarczą i
zauważyłam, że jest już po trzynastej. Super! Podeszłam do niego wyrywając z
ręki papierosa. Nie myślałam nad tym co robię, byłam na niego coraz bardziej wkurzona.
- Co do cholery O'Connell? - spojrzał
na mnie jak na idiotkę.
Z kpiną wymalowaną na twarzy mocno
zaciągnęłam się dymem i wypuściłam go prosto w jego twarz. Nie byłam nałogową
palaczką, ale wiedziałam jak się pali.
- Dzięki za śniadanie Bieber - warknęłam
dosłownie wsadzając w jego usta papierosa.
Jego klatka piersiowa unosiła się i
opadała w szybkim tempie, aż w końcu złapał mnie za ramię mocno zaciskając na
nim swoje długie palce.
- I co? Uderzysz mnie? - zakpiłam.
Liczyłam, że poluźni uścisk ale jedynie
go wzmocnił. Lewą ręką odciągnął od ust papierosa i niedbale zgasił go
rozgniatając na blacie stołu mając gdzieś, że przez to na jego powierzchni
powstała ciemna plama. Teraz trzymał obie ręce na moich ramionach i wtedy, gdy
myślałam już, że stanie się coś złego on zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Stałam pomiędzy jego nogami wciśnięta w jego nogi tors.
- Mam zły dzień - powiedział cichym
głosem, - nie złość się na mnie.
Odwzajemniłam jego gest. Jego skóra
była gorąca, czułam pod opuszkami palców, które trzymałam na brzuchu, że
wszystkie jego mięśnie nadal są spięte. I pomimo tego co powiedział i co zrobił
czułam napiętą atmosferę, która wręcz dudniła w moich bębenkach usznych jak
irytująca cisza.
- Nie krzycz na mnie - zaczęłam cicho
chowając się tak bardzo jak było to możliwe, - ale myślę, że to coś więcej niż
zły dzień.
- Emily.
- Wiem, że mam rację. Czemu nie
chcesz powiedzieć o co chodzi? Może będę mogła ci pom...
- Nie! - przerwał mi krzykiem
odsuwając od siebie. - Jesteś taka wkurwiająca, powiedziałem ci, że mam zły
dzień! Tak trudno ci to zrozumieć? Jesteś jak dziecko Emily!
Zaskoczona spuściłam wzrok czując się
jak ostatnia idiotka. Miał rację. Byłam jak mała, upierdliwa dziewczynka, która
chce zbawić świat.
- Ja tylko...
- Nie - pokręcił głową. - Idę się
ubrać, jak wrócimy to pojedziemy do tej kawiarni - rzucił oschle wychodząc.
Westchnęłam głośno pocierając czoło
dłonią. Nie chciałam być upierdliwa, nie chciałam żeby się na mnie złościł.
Zapowiada się cudne popołudnie...
*
Weszliśmy wspólnie do ciepłego baru
znajdującej się w centrum miasta. Na zewnątrz było chłodno, błękit nieba
przysłaniały ciemne chmury a zimny wiatr targał koronami okolicznych drzew. Nie
odezwaliśmy się do siebie słowem z Justinem od momentu, gdy poszedł do
łazienki. Próbowałam skupić się na tym, że zaraz zobaczę się z tatą, a nie na
nim ale to było trudne szczególnie, że nie opuszczał mnie na krok. Rozejrzałam
się po wszystkich stolikach, które były w kolorze gorzkiej czekolady.
Przymrużyłam oczy szukając wzrokiem znajomej twarzy ale z zaskoczeniem
zauważyłam, że nigdzie go nie ma.
- Pewnie się spóźni - powiedział
Justin.
- Tia - mruknęłam wciąż wyczuwając tą
dziwną atmosferę wiszącą w powietrzu.
Zrzuciłam z ramion swoją dżinsową
kurtkę i wolnym krokiem podeszłam do wolnego miejsca siadając tak, żeby mieć na
oku wszystkie osoby, które wchodzą i wychodzą. Niedbale odłożyłam obok siebie
kurtkę i wbiłam zęby w dolną wargę. Mieszanka emocji targała całym moim ciałem,
z jednej strony strasznie się cieszyłam, z drugiej byłam zdenerwowana i
dodatkowo wciąż trochę zła na Justina.
- Zamówię coś do jedzenia - ton głosu
Justina był oficjalny, zimny i strasznie mnie irytował.
Skinęłam głową przebierając palcami
po brzegach stołu czekając niecierpliwie na tatę. Po pięciu minutach wrócił
Justin, nie wiem co robił tyle czasu ale miałam to gdzieś. Co chwilę
sprawdzałam godzinę na swoim telefonie. Justin w ogóle nie patrzył w moją
stronę, opierał się o oparcie ze znudzoną miną chyba modląc się w myślach o to,
by to wszystko się skończyło. Po kolejnych dziesięciu minutach przyszła
kelnerka podając nasze posiłki. Postawiła przede mną jakąś sałatkę i szklankę
wody, a następnie odeszła nie pytając o nic więcej.
- Nie patrz tak - powiedział Justin
wywracając oczami, - nie mają tu nic zdrowego. Ale gdybyś chciała się napić
kawy mają chyba z dwadzieścia rodzajów.
- Dzięki.
Jadłam bardzo powoli dokładnie
przeżuwając każdy kawałek kurczaka, który swoją drogą był strasznie suchy i
gapiąc się to na drzwi to na szybę obserwując przechodniów. Minęło czterdzieści
minut. Pięćdziesiąt. Godzina. Przyłożyłam telefon do ucha wybierając wcześniej
numer do taty.
- Może coś go zatrzymało i przyjdzie
później? - spytał Justin.
*
Opierając łokcie o stolik schowałam
twarz w rękach, czułam łzy błyszczące w moich oczach.
- Chyba nie warto dłużej czekać.
Bez słowa podniosłam się z mojego
miejsca wsuwając ręce do rękawów swojej kurtki i przewieszając torebkę przez
ramię. Wyszłam na zewnątrz stawiając stopy na mokrym od deszczu chodniku i rozejrzałam
się licząc na to, że zobaczę biegnącego w moim kierunku zmęczonego pracą tatę.
Jestem naiwna. Był0 mi tak strasznie przykro, czułam jakby cały świat było
przeciwko mnie. Wspomnienie wczorajszego wieczoru było odległe, jakby te
wydarzenia miały miejsce kilka lat temu. Bolała mnie głowa, czułam się oszukana
i rozbita. Odwróciłam głowę na bok widząc, że Justin wlecze się za mną
obojętnym krokiem z rękoma w kieszeniach spodni. Miałam nadzieje, że okaże mi
jakieś wsparcie, powie coś, przytuli ale on nadal był zły, ciągle wyglądał jakby
coś go gryzło. Cały czas był oschły, sądziłam, że mu przejdzie ale jak widać
bardzo się pomyliłam. Jego usta były zaciśnięte, a wyraz twarzy nie wyrażał
żadnych pozytywnych emocji.
- Justin... - zwolniłam tak, by mógł
mnie dogonić, szczególnie, że już praktycznie byliśmy w miejscu, w którym stał
zaparkowany samochód.
- Co? - odpowiedział nawet na mnie
nie patrząc.
O co mu do cholery chodzi?
- Nic takiego - odpowiedziałam
pociągając cicho nosem.
Bez słowa odblokował zamki, a ja
otworzył drzwi wdrapując się na miejsce pasażera. Zapięłam pas odwracając się
plecami w stronę Justina. Może się pieprzyć. Starłam łzę, która spłynęła po
moim policzku tak szybo jak było to tylko możliwe. Jechaliśmy przez chwilę w
kompletnej ciszy, aż w końcu usłyszałam grzmot. Zacisnęłam mocno oczy czując
strach, chociaż sądziłam, że obawa przed wyładowaniami atmosferycznymi już mi
przeszła. Jak widać myliłam się. I wtedy, gdy Justin skręcił w lewo wyjeżdżając
na prostą drogę znowu usłyszałam ten dźwięk. Dźwięk, który wydobył się spod maski
samochodu, którym po chwili gwałtownie szarpnęło.
- Kurwa! - zaklął chłopak uderzając z
całej siły w kierownicę.
Błagam, tylko nie teraz! Wykręcił
zjeżdżając na bok, a już po chwili silnik zgasł. Odwróciłam się w jego stronę,
siedział mamrocząc coś pod nosem z głową opartą o kierownicę. Chciałam o coś
zapytać ale nim zdążyłam chociażby uchylić usta Justin wyskoczył z samochodu
obchodząc go. To jakiś koszmar. Niebo przecięła błyskawica, a na mojej skórze
pojawiła się gęsia skórka. Zaczęłam wyginać palce i przekręcać wszystkie
pierścionki, które na nich miałam modląc się w duchu, by Justin znowu naprawił
to co się zepsuło ale gdy wrócił do samochodu z wściekłą miną zrozumiałam, że
nic z tego. Złapał za kluczyk w stacyjce i przekręcił go kilkakrotnie wciskając
pedał gazu ale samochód nie zareagował w żaden sposób.
- Cóż księżniczko - odwrócił głowę w
moim kierunku uśmiechając się w okropny sposób, - pora na spacer w deszczu.
- Co?
- Musimy wrócić do motelu, prawda
Einsteinie? Więc wyłaź i chodź - warknął.
Był jeszcze gorszy niż rano.
Otworzyłam drzwi i ze złością mocno je zatrzasnęłam ignorując surowe
spojrzenie, które od razu na sobie poczułam. Justin zablokował zamki i
wyprzedził mnie idąc przed siebie. Stałam tak przez chwilę, gdy dotarło do
mnie, że tylko on skupiał się na drodze, więc jeśli chcę wrócić do motelu muszę
iść za nim. Objęłam się szczelnie rękoma wzdrygając się przy każdym grzmocie i
zaciskając powieki po każdym błyśnięciu się. To zdecydowanie był kolejny
okropny dzień w moim życiu. Jak to możliwe, że wczoraj byłam taka szczęśliwa, a
dziś mam ochotę zakopać się pod ziemią? Kontrast pomiędzy tymi dwoma dniami był
wręcz nie wyobrażalny. Pociągnęłam nosem ścierając krople deszczu i łez z moich
policzków. Może Justin wcale nie nadaje się do związku i nie podjęłam dobrej
decyzji? Głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej przez tą myśl. Z każdym kolejnym
krokiem czułam coraz więcej wody w swoich butach, krople deszczu zdążyły
przemoczyć mnie do suchej nitki. Na szczęście po jakiś dziesięciu, może piętnastu
minutach dotarliśmy do motelu. Tym razem nawet nie czekałam na Justina
wyprzedziłam go tuż przy wejściu i sama poprosiłam o nasz klucz w recepcji.
Wspięłam się po stopniach czując jak moje ciało trzęsie się z zimna. Weszłam do
pokoju i drżącą ręką zapaliłam światło. Odsunęłam się na bok robiąc miejsce
Justinowi i zsunęłam ze stóp przemoczone buty. Woda w moich skarpetkach, aż
chlusnęła, gdy szłam w stronę torby ze swoimi ciuchami. Rozsunęłam jej zamek
odrzucając do tyłu mokre włosy i wcześniej ściągając z ramion przemoczoną
kurtkę. Rzuciłam ją niedbale na kaloryfer pod oknem, a następnie zaczęłam
szukać suchych ubrań, czegoś w czym mogłabym spać i w czym byłoby mi ciepło i
zdecydowanie nie mogła to być koszulka Justina. Ten dupek nie zasługuje na to,
żebym chodziła w jego ubraniach. Dlaczego się tak zachowuje? Co ja zrobiłam?
Czemu jest taki oschły, zimny i nastawiony w negatywny sposób? Znowu
rozpłakałam się jak mała dziewczynka, która po prostu chciała na chwilę pobyć
księżniczką i, której wszyscy uświadomili, że nie ma takiej możliwości.
Wygrzebałam dużą zieloną koszulkę, którą kiedyś dostałam na urodziny od kolegów
Logana i czarne legginsy. Podniosłam się do góry chcąc odłożyć suche rzeczy nim
je zamoczę i nim wyciągnę świeżą bieliznę. Marzyłam o gorącej herbacie, o
ciepłym prysznicu i śnie. Justin stał obok łóżka wycierając w ręcznik swoje
mokre włosy, zdążył już zrzucić z siebie koszulkę. Leniwie podniósł na mnie
spojrzenie marszcząc przy tym czoło. Rozdziawił usta jak ryba.
- Emsy.
Prychnęłam obojętnie i wzięłam
potrzebne rzeczy kierując się w stronę łazienki. Teraz ja nie chcę z nim
rozmawiać. Pomimo tego jak obskurny był ten motel ręczniki były czyste,
pachnące i puchate. Wzięłam jeden z nich przecierając mokrą twarz, ubrudziłam
go przez to czarnym tuszem do rzęs i resztką cienia z powiek ale to nie miało
dla mnie żadnego znaczenia. Ściągnęłam resztę ubrań, a następnie weszłam pod
prysznic odkręcając ciepłą wodę. Tarłam skórę tak bardzo, że cała
poczerwieniała. Pomimo tego jak bardzo byłam wściekła na Justina śpieszyłam
się, bo domyślałam się, że marzy o gorącym prysznicu i rozgrzaniu się. Otuliłam
się szczelnie ręcznikiem splatając mokre włosy w warkocz, a następnie wytarłam
się i przebrałam rozwieszając kolejne mokre rzeczy na kaloryferze tak, by zdążyły
wyschnąć do jutra. Umyłam zęby i dopiero po tej czynności wróciłam do pokoju.
Justin siedział na łóżku wpatrując się w ekran swojego telefonu, przebrał się
już w suche ubrania ale wcale nie wyglądał jakby miał się położyć spać.
- Zrobię ci herbaty - powiedział
wstając.
Wyminął mnie nie rzucając mi
chociażby spojrzenia, przygryzłam wargi wodząc za nim wzrokiem, a następnie
wskoczyłam pod kołdrę. Na zewnątrz wciąż padał deszcz, krople dudniły o
parapet, a niebo coraz częściej przecinały błyskawice. Chłopak wrócił po chwili
podając mi parujące naczynie, po czym usiadł na brzegu łóżka plecami do mnie.
Cisza przerywana grzmotami wierciła mi dziurę w czaszce, a dreszcze strachu
jeszcze bardziej pogarszały sytuację. Chciałam żeby Justin usiadł obok mnie, żeby
mnie przytulił i przeprosił ale to nie miało się stać. Zanurzyłam usta w
gorącym napoju popijając łyka i wykrzywiłam się czując okropny smak. Nie była
zbyt dobra, ale czują jak mój organizm rozgrzewa się od środka postanowiłam, że
jakoś to przeżyję. Gdy skończyłam otarłam usta wierzchem dłoni i odstawiłam
naczynie na półkę obok. Patrzyłam na plecy Justina odczuwając nagłą chęć
dotknięcia go. Może jeśli wyciągnę do niego rękę wszystko się jakoś ułoży i
zażegnamy ten bezsensowny spór o nic. Nie, to głupie. A może jednak...? Gdy już
się zdecydowałam Justin wstał, rzucił mi krótkie spojrzenie i wolnym krokiem
skierował się do drzwi.
- Idź spać, niedługo wrócę -
powiedział.
Zgasił światło wychodząc. Patrzyłam
się na powierzchnię drzwi przez kilkanaście bardzo długich sekund nie
rozumiejąc co właśnie się stało. Gdzie on do cholery jasnej polazł?! Dlaczego
mnie zostawił?! Zasłoniłam usta dłonią zachłystując się powietrzem, zapłakałam
na głos nie mogąc uwierzyć, że wszystko bez najmniejszego powodu zaczęło się
pieprzyć. Naciągnęłam na głowę poduszkę, gdy błyskawica przecięła niebo, a huk
rozniósł się po całej okolicy już po kilku sekundach. Przez całe moje ciało
przebiegły ciarki, a z oczu wypływał wodospad łez. Bałam się bardziej niż
kiedykolwiek, moja głowa pękała od nadmiaru pytań i wersji tego co robił teraz
Justin. Dlaczego po prostu nie poszłam za nim? Odszedł na kilka kroków, a mi
wydawało się, że dzieli nas ocean, setki kilometrów, których nigdy nie zdołamy
pokonać. Może byłam zbyt ślepa, by wcześniej to dostrzec?
*
Obudziły mnie promienie słońca
padające wprost na moją twarz. Językiem przejechałam po swoich spierzchniętych
wargach przecierając rękoma zaspane oczy. Czułam się fatalnie. Psychicznie i
fizycznie, jakby przejechał po mnie traktor. Odwróciłam się na bok i tak jak
poprzedniego poranka zauważyłam, że nie ma obok mnie Justina. Jego poduszka
wyglądała na nietkniętą, a pościel po lewej stronie układała się tak jakby nikt
nie spał na tym miejscu. Nie wrócił w nocy do motelu? To niemożliwe!
- Justin! - zawołałam nerwowo
ponosząc się ze swojego miejsca. Podeszłam do drzwi łazienki stukając pięścią w
jej powierzchnię. - Justin jesteś tam? - spytałam.
Odpowiedziała mi zupełna cisza,
dlatego nacisnęłam na klamkę wchodząc do środka. Nie było go. Może znowu pajacuje
i siedzi w kuchni? Szybkim krokiem powędrowałam w tamtą stronę i z ogromnym
zawodem zauważyłam, że go nie ma. Co do cholery?! Wróciłam do łóżka wsuwając
rękę pod swoją poduszkę wyciągając telefon, wybrałam jego numer czekając, aż w
końcu odbierze. Przebierałam nerwowo nogami modląc się, by podniósł słuchawkę.
Nie zrobił tego nawet za czwartym razem. Co jeśli coś mu się stało, co jeśli
wdał się w jakąś bójkę? Wpadałam w panikę i paranoję chodząc po całym
pomieszczeniu w jedną i drugą stronę. Prawie rwałam włosy ze swojej głowy wymyślając
kolejne czarne scenariusze. I wtedy, gdy mój wzrok padł na moją torbę
instynktownie odwróciłam się do ściany po prawej stronie, gdzie wcześniej
Justin zostawił swoje rzeczy. Prawie straciłam grunt pod nogami, gdy zauważyłam,
że wszystko co za sobą zabrał zniknęło.
* * *
- Nie informuję już o nowych rozdziałach, te osoby, które interesują się ORS wejdą tutaj prędzej czy później, więc nie widzę w tym sensu. Zresztą, tylko tracę na to czas, bo wam i tak nigdy nie chce się komentować, co trochę mnie denerwuje. Zawsze piszę na swoim Twitterze, gdy coś dodaję na swoje blogi (mój username to @sekjut).
- Jak mnie poganiacie nie musicie się ukrywać. Możecie się podpisywać, poważnie. To trochę dziwne, że zostawiacie mi takie wiadomości z anonima.
- Zawdzięczacie ten rozdział, który już tak sobie leży bardzo długo tylko i wyłącznie @agentjajko, także powiedzmy, że jest dedykowany właśnie jej :) Niestety jest trochę kiepski, ale mam nadzieję, że się nie pogniewasz haha.
- Anyway, Justin gdzieś ty polazł? Jak ty się zachowujesz? Co się stało? CO, CO, CO? Jeszcze trochę i dostaniecie wszyściutkie odpowiedzi.
~ DIABELSKA DUSZA ~
ojej dostałam rozdział ♥
OdpowiedzUsuńznowu Cię będę męczyć o kolejny haha. / @agentjajko
Drama. Co ten Justin odpierdala ? Szkoda Emsy :c
OdpowiedzUsuńomg moze Justin byl taki zly i smutny bo ktos kazal mu rozkochac ją w nim i on przez przypadek tez sie zakochal?! i ktos kazal mu ja zostawic?!:O Justin ty dupku!!!!! ja chce nowy jak najszybciej!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny, ale Boże dlaczego Justin zrobił się takim dupkiem? :c
OdpowiedzUsuńGenialny ale wlasnie Justin dlaczego tak sie zachowujesz? ;**
OdpowiedzUsuńStrasznie ciekawy rozdział, idealny pod każdym względem :D i oczywiście niedokończony moment przez który teraz nie będę mogła spać bo bedę się zastanawiała co dalej
OdpowiedzUsuńJejku, w koncu doczekalam sie rozdzialu i musze przyznac ze na prawde bylo warto sleczyc tutaj i sledzac tego bloga. Na prawde fajnie piszesz i jestem Ci ogromnie wdzieczna bo nie znam wiecejblogow z Kaya i Justinem. Kochsm
OdpowiedzUsuńjezu ja ten rozdział przeżywałam jak emsy:) już chcę następny i mam nadzieję, że będzie znacznie szybciej niż ten
OdpowiedzUsuńmoja reakcja na ostatnie zdanie: "o fuck'en to bitch!"
OdpowiedzUsuńZostawił ją???/Lola
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńNo ejj, co taka drama ? ;c w koncu dodalas ! Juz myslalam ze sie nie doczekasz...
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♡
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :3 ~Justyna :**
OdpowiedzUsuńjgfhidfjghid ten rozdział jest cudowny
OdpowiedzUsuńjestem strasznie ciekawa co będzie dalej
czekam na nowy rozdział
O.Moj.Boze drama. Co sie dzieje ? Justin maly chuj, biedna Emily..
OdpowiedzUsuńcoś ty Justin do jasnej cholery zrobił? gdzie ty jesteś? omg to się dzieje. czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńSie porobiło o.o
OdpowiedzUsuńsuper rozdział ! <3
OdpowiedzUsuńświetne! czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńJezu gdzie on polazł?!
OdpowiedzUsuńBiedna Emsy :(
Powinnam spać, a czytam :D
@AyeAyeeJustin
Boze kocham to, przepraszam ze tak dawno mnie nie bylo i nie komentowalam ale dzisiaj juz nadrobilam zaleglosci, czekam na nastepny ;*
OdpowiedzUsuńKurde, zabilas mnie właśnie.! Co się dzieje? Cooo? Omg @forevermindSWAG
OdpowiedzUsuńJeju.Co to był za rozdział.Mam nadzieję, ze jak najszybciej dowiemy się dlaczego Justin jest TAKI bo chyba nie wytrzymam. Tak bardzo było mi szkoda Emily. Zupełnie nie zasługuje na takie traktowanie. Jeszcze jej ojciec, który nie pojawił się na spotkaniu. Co to miało być?! Nie skomentuje tego.. Lecz najgorsze jest to..czy Justin narawdę zostawił ją tam samą na pastwę losu?!?!!
OdpowiedzUsuńO boże dziewczyno zamęczysz mnie czekaniem na śmierć ! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ♥♥♥ Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńkiedy nast.?
OdpowiedzUsuńświetne jest <3