Rozdział dwudziesty ósmy



Przewróciłam się na drugi bok otwierając oczy, leżałam szczelnie owinięta kołdrą pełna energii i przepełniona szczęściem. Wczorajszy wieczór był niesamowity, na samo wspomnienie poczułam pieczenie na policzkach. O Boże, to przecież naturalna rzecz a ja zachowuję się jak mała dziewczynka, która nie miała pojęcia o istnieniu seksu. Wciągnęłam powietrze ustami i ściągnęłam brwi, gdy dotarło do mnie, że miejsce Justina jest puste. Od razu podciągnęłam się do góry rozglądając nerwowo po pomieszczeniu. Spodziewałam się, że obudzę się obok niego i, że... spędzimy miły poranek.
- Justin? - spytałam cicho.
Od razu skarciłam samą siebie w myślach. Dlaczego panikuję? Przecież Justin może być chociażby w łazience! Odsunęłam od siebie kołdrę i spojrzałam w dół, miałam na sobie jedynie majtki i koszulkę Justina. Zagryzłam usta na samo wspomnienie, gdy ze śmiechem mi ją podał. Będę musiała się do tego przyzwyczaić ale to nie będzie proste. Nawet z tą całą pewnością siebie pozbawiona ubrań wcale nie czuję się taka. Podniosłam się ze swojego miejsca i na palcach przeszłam po podłodze zaglądając za ściankę, gdzie znajdowała się mała kuchnia, z kilkoma szafkami, malutką lodówką i kuchenką gazową. Pod ścianą stał stolik z dwoma krzesłami, jedno z nich zajmował Justin. Siedział odwrócony plecami w moją stronę, zagryzłam wargi widząc jakie ślady ma na nich przez moje paznokcie. To musiało go naprawdę boleć. Podeszłam bliżej kładąc dłonie na jego karku. Był jakiś spięty.
- Czemu nie śpisz? - spytałam pocierając jego skórę kciukami.
Gwałtownie podniósł się ze swojego miejsca strącając tym samym moje dłonie. Co jest grane?
- Już się wyspałem - burknął.
Podniósł ze stolika swój telefon odwracając się w moją stronę. Zdezorientowana patrzyłam na niego wielkimi oczami z rozchylonymi ustami.
- Coś się stało?
- Nie. Czemu coś miałoby się stać?
- Przestań kłamać, przecież widzę, że jesteś spięty i mówisz do mnie w taki oschły sposób - odpowiedziałam krzyżując ręce na ramionach.
Wywrócił oczami przesuwając dłonią po swojej szczęce.
- Jesteś przewrażliwiona Emsy - odpowiedział. Czułam, że zmusza się do rozmowy ze mną. - Nic mi nie jest - dodał a na jego twarzy rozciągnął się sztuczny uśmiech.
Mam w to uwierzyć? Dlaczego on nie może mi po prostu zaufać zamiast tłamsić to w sobie? Odsunęłam krzesło przejeżdżając jego nogami po podłodze tak, by wydobyło z siebie piskliwy dźwięk nie odrywając surowego spojrzenia od Justina. Zmarszczył nos i przymknął oczy. Jeśli chcesz wiedzieć o co mu chodzi musisz go doprowadzić do szału, wtedy wszystko z siebie wyrzuca.
- Nie bądź złośliwa - warknął.
- Co ja takiego robię? - odpowiedziałam z miną niewiniątka.
- Dobrze wiesz co!
Zajęłam jego dawne miejsce zaplatając palce na blacie stolika. Wciągnął powietrze nosem wypuszczając je ustami, usiadł na przeciwko mnie nie podnosząc na mnie swoich karmelowych tęczówek. Może tym razem chodziło o mnie? O to jaka kiepska wczoraj byłam... Bo przecież jest przyzwyczajony do Molly i innych dziewczyn, które zdecydowanie mają jakieś doświadczenie. A ja? No cóż, nie mam go wcale. Westchnęłam zasłaniając twarz. Albo przyzwyczaję się do jego zmian nastroju albo skończę w jakimś ośrodku.
- Emily - powiedział. - Emily, - powtórzył - popatrz na mnie - poprosił.
Spełniłam jego prośbę. Patrzyłam na niego wyczekująco z przygryzioną wewnętrzną stroną policzka.
- To nie twoja wina. Po prostu mam zły dzień i muszę coś przemyśleć - dodał. - Coś bardzo ważnego.
- Więc powiedz mi co to jest.
- Nie mogę i nie chcę - odpowiedział.
- Kiepski z ciebie chłopak - burknęłam obrażona. Zaśmiał się nerwowo kładąc swoją dłoń na mojej. Opuszkami palców przesunął po wystających kostkach i małej bliźnie.
- Twój kiepski chłopak uświadamia cię, że jest już prawie dwunasta, a o trzynastej trzydzieści jesteś umówiona ze swoim ojcem. A jeszcze musimy tam dojechać i zjeść śniadanie.
- Że co? - moje oczy się rozszerzyły. - Dopiero teraz mi mówisz, że jest tak późno?!
Gwałtownie podniosłam się z krzesła, które odsunęło się do tyłu i z łoskotem opadło na ziemię. Jak to jest możliwe, że spałam tak długo?! Byłam przekonana, że jest dziewiąta, może dziesiąta ale nie dwunasta! W panice spojrzałam na swoje ubrania.
- Tak, zgadzam się możesz w tym pójść - powiedział Justin uśmiechając się lekko.
Czemu miałam wrażenie, że tak strasznie się wysila by być miłym?
- Jasne - prychnęłam kręcąc głową i próbując uwierzyć, że wszystko jest w porządku. Uśmiechnęłam się do niego lekko podnosząc krzesło do góry.
- Zostaw to, zrobię śniadanie, a ty idź się ubrać.
- Naprawdę?
- Tak - skinął głową.
Ucieszona w podskokach podeszłam do niego całując go w policzek. Prawie wybiegłam z tej części pokoju, gdy coś mnie tknęło. Zatrzymałam się w progu.
- Kocham cię Justin - powiedziałam uważnie obserwując jego ruchy.
Uniósł jedynie kącik ust i skinął głową. Odwzajemniłam gest, a następnie skierowałam się do swojej torby z ciuchami, by wygrzebać z niej coś co nadawało się na spotkanie z tatą. I chociaż zdążyłam już uwierzyć, że Justin mnie kocha ale przez brak odpowiedzi ciągle czułam ukłucie w sercu. Starałam się o tym nie myśleć. Za ponad godzinę zobaczę się z moim tatą, którego nie widziałam już tak długo i byłam podekscytowana. Nasze relacje były różne, ale on wciąż był moim tatą i wciąż wiedziałam, że gdyby coś się wydarzyło mogłabym na niego liczyć. Nie był wcale taki zły jak mi się wydawało, moje emocje musiały opaść żebym to zrozumiała. Wzięłam szybki prysznic zmywając z siebie resztki wczorajszego dnia i w podobnym tempie założyłam na siebie wybrane wcześniej ubrania. Ciemne śliwkowe spodnie mocno opinały moje nogi, a przez białą bluzkę i sweterek wyglądałam jak zwykła, nudna dziewczyna. Palcami przeczesałam swoje włosy próbując w jakikolwiek sposób sprawić, by wyglądały dobrze. Otworzyłam drzwi łazienki wracając do pokoju i stanęłam słysząc głos Justina.
- Stary nie dam rady - powiedział. Po chwili ciszy znowu się odezwał. - Nie moja wina, że jesteście takimi baranami! - krzyknął.
- Z kim rozmawiasz? - przerwałam wchodząc do kuchni.
- Z nikim - mruknął obojętnie. - Pogadamy jak wrócę - dodał wciskając jakiś przycisk na swoim telefonie. Praktycznie nim rzucił na stół.
- Powiesz mi co się dzieje, czy dalej będziesz się zachowywał jak palant?
- Emily nie teraz!
- To kiedy?
- To nie twoja sprawa, więc się kurwa nie mieszaj!
- Oh, - uśmiechnęłam się, - więc znowu twoi kumple coś zrobili i wyżywasz się na mnie. Wow, gratulacje! - odpowiedziałam wyrzucając ręce w powietrze.
- Nie wyżywam się! Po prostu się zamknij na chwilę i daj mi pomyśleć!
Fuknęłam na niego krzyżując ręce na piersiach. Podczas mojej nieobecności miał zająć się śniadaniem ale na stole nie było nic, wszystko znajdowało się na tych samym miejscu co wcześniej. Co on do cholery robił przez cały ten czas. Spojrzałam na niego, miał na sobie jedynie spodnie i trzymał rękę na kieszonce. Po chwili jego dłoń wsunęła się do środka, wyciągnął paczkę papierosów, obracał ją przez chwilę, aż w końcu zdecydował się na jedną wąską rurkę, którą umieścił pomiędzy wargami. Obserwowałam uważnie każdy jego ruch. Był bardzo zły i zdenerwowany. Trzęsły mu się ręce, gdy próbował użyć zapalniczki, która nie chciała zapalić. Chciałam tylko wiedzieć co tak na niego wpłynęło. To podobno nie moja wina, ale z Justinem nigdy nie wiadomo. Wywróciłam oczami podchodząc do starej kuchenki gazowej obok której leżała paczka zapałek. Przeciągnęłam główką zapałki po drasce i podsunęłam płonący kawałeczek drewna pod jego nos. Złapał za moją dłoń przytrzymując ja przez chwilę, zaciągnął się kilkakrotnie, aż w końcu końcówka jego papierosa zażarzyła się, a ja mogłam zgasić zapałkę i się jej pozbyć.
- Dzięki - powiedział wypuszczając chmurę dymu z ust. Oparł się tyłkiem o brzeg stołu i przez kolejne minuty po prostu palił, a mnie trafiał szlag. Po swoim pierwszym razie spodziewałam się miłego poranka, nie dałabym się nawet ponieść temu, że ciągle odczuwałam mały dyskomfort, ale Justin? Justina jak widać nie interesują takie rzeczy. Czemu ja się dziwię, to przecież logiczne, że nie zmienił się w magiczny sposób i dalej jest upartym osłem, który robi co chce, jak chce i kiedy chce. Mogłam mu wybaczyć to zachowanie skoro mówił, że to jego sprawa i, że mam się nie wpieprzać ale obiecał mi śniadanie. Zerknęłam na stary zegar z żółtawą tarczą i zauważyłam, że jest już po trzynastej. Super! Podeszłam do niego wyrywając z ręki papierosa. Nie myślałam nad tym co robię, byłam na niego coraz bardziej wkurzona.
- Co do cholery O'Connell? - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
Z kpiną wymalowaną na twarzy mocno zaciągnęłam się dymem i wypuściłam go prosto w jego twarz. Nie byłam nałogową palaczką, ale wiedziałam jak się pali.
- Dzięki za śniadanie Bieber - warknęłam dosłownie wsadzając w jego usta papierosa.
Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie, aż w końcu złapał mnie za ramię mocno zaciskając na nim swoje długie palce.
- I co? Uderzysz mnie? - zakpiłam.
Liczyłam, że poluźni uścisk ale jedynie go wzmocnił. Lewą ręką odciągnął od ust papierosa i niedbale zgasił go rozgniatając na blacie stołu mając gdzieś, że przez to na jego powierzchni powstała ciemna plama. Teraz trzymał obie ręce na moich ramionach i wtedy, gdy myślałam już, że stanie się coś złego on zamknął mnie w szczelnym uścisku. Stałam pomiędzy jego nogami wciśnięta w jego nogi tors.
- Mam zły dzień - powiedział cichym głosem, - nie złość się na mnie.
Odwzajemniłam jego gest. Jego skóra była gorąca, czułam pod opuszkami palców, które trzymałam na brzuchu, że wszystkie jego mięśnie nadal są spięte. I pomimo tego co powiedział i co zrobił czułam napiętą atmosferę, która wręcz dudniła w moich bębenkach usznych jak irytująca cisza.
- Nie krzycz na mnie - zaczęłam cicho chowając się tak bardzo jak było to możliwe, - ale myślę, że to coś więcej niż zły dzień.
- Emily.
- Wiem, że mam rację. Czemu nie chcesz powiedzieć o co chodzi? Może będę mogła ci pom...
- Nie! - przerwał mi krzykiem odsuwając od siebie. - Jesteś taka wkurwiająca, powiedziałem ci, że mam zły dzień! Tak trudno ci to zrozumieć? Jesteś jak dziecko Emily!
Zaskoczona spuściłam wzrok czując się jak ostatnia idiotka. Miał rację. Byłam jak mała, upierdliwa dziewczynka, która chce zbawić świat.
- Ja tylko...
- Nie - pokręcił głową. - Idę się ubrać, jak wrócimy to pojedziemy do tej kawiarni - rzucił oschle wychodząc.
Westchnęłam głośno pocierając czoło dłonią. Nie chciałam być upierdliwa, nie chciałam żeby się na mnie złościł. Zapowiada się cudne popołudnie...

*

Weszliśmy wspólnie do ciepłego baru znajdującej się w centrum miasta. Na zewnątrz było chłodno, błękit nieba przysłaniały ciemne chmury a zimny wiatr targał koronami okolicznych drzew. Nie odezwaliśmy się do siebie słowem z Justinem od momentu, gdy poszedł do łazienki. Próbowałam skupić się na tym, że zaraz zobaczę się z tatą, a nie na nim ale to było trudne szczególnie, że nie opuszczał mnie na krok. Rozejrzałam się po wszystkich stolikach, które były w kolorze gorzkiej czekolady. Przymrużyłam oczy szukając wzrokiem znajomej twarzy ale z zaskoczeniem zauważyłam, że nigdzie go nie ma.
- Pewnie się spóźni - powiedział Justin.
- Tia - mruknęłam wciąż wyczuwając tą dziwną atmosferę wiszącą w powietrzu.
Zrzuciłam z ramion swoją dżinsową kurtkę i wolnym krokiem podeszłam do wolnego miejsca siadając tak, żeby mieć na oku wszystkie osoby, które wchodzą i wychodzą. Niedbale odłożyłam obok siebie kurtkę i wbiłam zęby w dolną wargę. Mieszanka emocji targała całym moim ciałem, z jednej strony strasznie się cieszyłam, z drugiej byłam zdenerwowana i dodatkowo wciąż trochę zła na Justina.
- Zamówię coś do jedzenia - ton głosu Justina był oficjalny, zimny i strasznie mnie irytował.
Skinęłam głową przebierając palcami po brzegach stołu czekając niecierpliwie na tatę. Po pięciu minutach wrócił Justin, nie wiem co robił tyle czasu ale miałam to gdzieś. Co chwilę sprawdzałam godzinę na swoim telefonie. Justin w ogóle nie patrzył w moją stronę, opierał się o oparcie ze znudzoną miną chyba modląc się w myślach o to, by to wszystko się skończyło. Po kolejnych dziesięciu minutach przyszła kelnerka podając nasze posiłki. Postawiła przede mną jakąś sałatkę i szklankę wody, a następnie odeszła nie pytając o nic więcej.
- Nie patrz tak - powiedział Justin wywracając oczami, - nie mają tu nic zdrowego. Ale gdybyś chciała się napić kawy mają chyba z dwadzieścia rodzajów.
- Dzięki.
Jadłam bardzo powoli dokładnie przeżuwając każdy kawałek kurczaka, który swoją drogą był strasznie suchy i gapiąc się to na drzwi to na szybę obserwując przechodniów. Minęło czterdzieści minut. Pięćdziesiąt. Godzina. Przyłożyłam telefon do ucha wybierając wcześniej numer do taty.
- Może coś go zatrzymało i przyjdzie później? - spytał Justin.

*

Opierając łokcie o stolik schowałam twarz w rękach, czułam łzy błyszczące w moich oczach.
- Chyba nie warto dłużej czekać.
Bez słowa podniosłam się z mojego miejsca wsuwając ręce do rękawów swojej kurtki i przewieszając torebkę przez ramię. Wyszłam na zewnątrz stawiając stopy na mokrym od deszczu chodniku i rozejrzałam się licząc na to, że zobaczę biegnącego w moim kierunku zmęczonego pracą tatę. Jestem naiwna. Był0 mi tak strasznie przykro, czułam jakby cały świat było przeciwko mnie. Wspomnienie wczorajszego wieczoru było odległe, jakby te wydarzenia miały miejsce kilka lat temu. Bolała mnie głowa, czułam się oszukana i rozbita. Odwróciłam głowę na bok widząc, że Justin wlecze się za mną obojętnym krokiem z rękoma w kieszeniach spodni. Miałam nadzieje, że okaże mi jakieś wsparcie, powie coś, przytuli ale on nadal był zły, ciągle wyglądał jakby coś go gryzło. Cały czas był oschły, sądziłam, że mu przejdzie ale jak widać bardzo się pomyliłam. Jego usta były zaciśnięte, a wyraz twarzy nie wyrażał żadnych pozytywnych emocji.
- Justin... - zwolniłam tak, by mógł mnie dogonić, szczególnie, że już praktycznie byliśmy w miejscu, w którym stał zaparkowany samochód.
- Co? - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
O co mu do cholery chodzi?
- Nic takiego - odpowiedziałam pociągając cicho nosem.
Bez słowa odblokował zamki, a ja otworzył drzwi wdrapując się na miejsce pasażera. Zapięłam pas odwracając się plecami w stronę Justina. Może się pieprzyć. Starłam łzę, która spłynęła po moim policzku tak szybo jak było to tylko możliwe. Jechaliśmy przez chwilę w kompletnej ciszy, aż w końcu usłyszałam grzmot. Zacisnęłam mocno oczy czując strach, chociaż sądziłam, że obawa przed wyładowaniami atmosferycznymi już mi przeszła. Jak widać myliłam się. I wtedy, gdy Justin skręcił w lewo wyjeżdżając na prostą drogę znowu usłyszałam ten dźwięk. Dźwięk, który wydobył się spod maski samochodu, którym po chwili gwałtownie szarpnęło.
- Kurwa! - zaklął chłopak uderzając z całej siły w kierownicę.
Błagam, tylko nie teraz! Wykręcił zjeżdżając na bok, a już po chwili silnik zgasł. Odwróciłam się w jego stronę, siedział mamrocząc coś pod nosem z głową opartą o kierownicę. Chciałam o coś zapytać ale nim zdążyłam chociażby uchylić usta Justin wyskoczył z samochodu obchodząc go. To jakiś koszmar. Niebo przecięła błyskawica, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zaczęłam wyginać palce i przekręcać wszystkie pierścionki, które na nich miałam modląc się w duchu, by Justin znowu naprawił to co się zepsuło ale gdy wrócił do samochodu z wściekłą miną zrozumiałam, że nic z tego. Złapał za kluczyk w stacyjce i przekręcił go kilkakrotnie wciskając pedał gazu ale samochód nie zareagował w żaden sposób.
- Cóż księżniczko - odwrócił głowę w moim kierunku uśmiechając się w okropny sposób, - pora na spacer w deszczu.
- Co?
- Musimy wrócić do motelu, prawda Einsteinie? Więc wyłaź i chodź - warknął.
Był jeszcze gorszy niż rano. Otworzyłam drzwi i ze złością mocno je zatrzasnęłam ignorując surowe spojrzenie, które od razu na sobie poczułam. Justin zablokował zamki i wyprzedził mnie idąc przed siebie. Stałam tak przez chwilę, gdy dotarło do mnie, że tylko on skupiał się na drodze, więc jeśli chcę wrócić do motelu muszę iść za nim. Objęłam się szczelnie rękoma wzdrygając się przy każdym grzmocie i zaciskając powieki po każdym błyśnięciu się. To zdecydowanie był kolejny okropny dzień w moim życiu. Jak to możliwe, że wczoraj byłam taka szczęśliwa, a dziś mam ochotę zakopać się pod ziemią? Kontrast pomiędzy tymi dwoma dniami był wręcz nie wyobrażalny. Pociągnęłam nosem ścierając krople deszczu i łez z moich policzków. Może Justin wcale nie nadaje się do związku i nie podjęłam dobrej decyzji? Głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej przez tą myśl. Z każdym kolejnym krokiem czułam coraz więcej wody w swoich butach, krople deszczu zdążyły przemoczyć mnie do suchej nitki. Na szczęście po jakiś dziesięciu, może piętnastu minutach dotarliśmy do motelu. Tym razem nawet nie czekałam na Justina wyprzedziłam go tuż przy wejściu i sama poprosiłam o nasz klucz w recepcji. Wspięłam się po stopniach czując jak moje ciało trzęsie się z zimna. Weszłam do pokoju i drżącą ręką zapaliłam światło. Odsunęłam się na bok robiąc miejsce Justinowi i zsunęłam ze stóp przemoczone buty. Woda w moich skarpetkach, aż chlusnęła, gdy szłam w stronę torby ze swoimi ciuchami. Rozsunęłam jej zamek odrzucając do tyłu mokre włosy i wcześniej ściągając z ramion przemoczoną kurtkę. Rzuciłam ją niedbale na kaloryfer pod oknem, a następnie zaczęłam szukać suchych ubrań, czegoś w czym mogłabym spać i w czym byłoby mi ciepło i zdecydowanie nie mogła to być koszulka Justina. Ten dupek nie zasługuje na to, żebym chodziła w jego ubraniach. Dlaczego się tak zachowuje? Co ja zrobiłam? Czemu jest taki oschły, zimny i nastawiony w negatywny sposób? Znowu rozpłakałam się jak mała dziewczynka, która po prostu chciała na chwilę pobyć księżniczką i, której wszyscy uświadomili, że nie ma takiej możliwości. Wygrzebałam dużą zieloną koszulkę, którą kiedyś dostałam na urodziny od kolegów Logana i czarne legginsy. Podniosłam się do góry chcąc odłożyć suche rzeczy nim je zamoczę i nim wyciągnę świeżą bieliznę. Marzyłam o gorącej herbacie, o ciepłym prysznicu i śnie. Justin stał obok łóżka wycierając w ręcznik swoje mokre włosy, zdążył już zrzucić z siebie koszulkę. Leniwie podniósł na mnie spojrzenie marszcząc przy tym czoło. Rozdziawił usta jak ryba.
- Emsy.
Prychnęłam obojętnie i wzięłam potrzebne rzeczy kierując się w stronę łazienki. Teraz ja nie chcę z nim rozmawiać. Pomimo tego jak obskurny był ten motel ręczniki były czyste, pachnące i puchate. Wzięłam jeden z nich przecierając mokrą twarz, ubrudziłam go przez to czarnym tuszem do rzęs i resztką cienia z powiek ale to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Ściągnęłam resztę ubrań, a następnie weszłam pod prysznic odkręcając ciepłą wodę. Tarłam skórę tak bardzo, że cała poczerwieniała. Pomimo tego jak bardzo byłam wściekła na Justina śpieszyłam się, bo domyślałam się, że marzy o gorącym prysznicu i rozgrzaniu się. Otuliłam się szczelnie ręcznikiem splatając mokre włosy w warkocz, a następnie wytarłam się i przebrałam rozwieszając kolejne mokre rzeczy na kaloryferze tak, by zdążyły wyschnąć do jutra. Umyłam zęby i dopiero po tej czynności wróciłam do pokoju. Justin siedział na łóżku wpatrując się w ekran swojego telefonu, przebrał się już w suche ubrania ale wcale nie wyglądał jakby miał się położyć spać.
- Zrobię ci herbaty - powiedział wstając.
Wyminął mnie nie rzucając mi chociażby spojrzenia, przygryzłam wargi wodząc za nim wzrokiem, a następnie wskoczyłam pod kołdrę. Na zewnątrz wciąż padał deszcz, krople dudniły o parapet, a niebo coraz częściej przecinały błyskawice. Chłopak wrócił po chwili podając mi parujące naczynie, po czym usiadł na brzegu łóżka plecami do mnie. Cisza przerywana grzmotami wierciła mi dziurę w czaszce, a dreszcze strachu jeszcze bardziej pogarszały sytuację. Chciałam żeby Justin usiadł obok mnie, żeby mnie przytulił i przeprosił ale to nie miało się stać. Zanurzyłam usta w gorącym napoju popijając łyka i wykrzywiłam się czując okropny smak. Nie była zbyt dobra, ale czują jak mój organizm rozgrzewa się od środka postanowiłam, że jakoś to przeżyję. Gdy skończyłam otarłam usta wierzchem dłoni i odstawiłam naczynie na półkę obok. Patrzyłam na plecy Justina odczuwając nagłą chęć dotknięcia go. Może jeśli wyciągnę do niego rękę wszystko się jakoś ułoży i zażegnamy ten bezsensowny spór o nic. Nie, to głupie. A może jednak...? Gdy już się zdecydowałam Justin wstał, rzucił mi krótkie spojrzenie i wolnym krokiem skierował się do drzwi.
- Idź spać, niedługo wrócę - powiedział.
Zgasił światło wychodząc. Patrzyłam się na powierzchnię drzwi przez kilkanaście bardzo długich sekund nie rozumiejąc co właśnie się stało. Gdzie on do cholery jasnej polazł?! Dlaczego mnie zostawił?! Zasłoniłam usta dłonią zachłystując się powietrzem, zapłakałam na głos nie mogąc uwierzyć, że wszystko bez najmniejszego powodu zaczęło się pieprzyć. Naciągnęłam na głowę poduszkę, gdy błyskawica przecięła niebo, a huk rozniósł się po całej okolicy już po kilku sekundach. Przez całe moje ciało przebiegły ciarki, a z oczu wypływał wodospad łez. Bałam się bardziej niż kiedykolwiek, moja głowa pękała od nadmiaru pytań i wersji tego co robił teraz Justin. Dlaczego po prostu nie poszłam za nim? Odszedł na kilka kroków, a mi wydawało się, że dzieli nas ocean, setki kilometrów, których nigdy nie zdołamy pokonać. Może byłam zbyt ślepa, by wcześniej to dostrzec?

*

Obudziły mnie promienie słońca padające wprost na moją twarz. Językiem przejechałam po swoich spierzchniętych wargach przecierając rękoma zaspane oczy. Czułam się fatalnie. Psychicznie i fizycznie, jakby przejechał po mnie traktor. Odwróciłam się na bok i tak jak poprzedniego poranka zauważyłam, że nie ma obok mnie Justina. Jego poduszka wyglądała na nietkniętą, a pościel po lewej stronie układała się tak jakby nikt nie spał na tym miejscu. Nie wrócił w nocy do motelu? To niemożliwe!
- Justin! - zawołałam nerwowo ponosząc się ze swojego miejsca. Podeszłam do drzwi łazienki stukając pięścią w jej powierzchnię. - Justin jesteś tam? - spytałam.
Odpowiedziała mi zupełna cisza, dlatego nacisnęłam na klamkę wchodząc do środka. Nie było go. Może znowu pajacuje i siedzi w kuchni? Szybkim krokiem powędrowałam w tamtą stronę i z ogromnym zawodem zauważyłam, że go nie ma. Co do cholery?! Wróciłam do łóżka wsuwając rękę pod swoją poduszkę wyciągając telefon, wybrałam jego numer czekając, aż w końcu odbierze. Przebierałam nerwowo nogami modląc się, by podniósł słuchawkę. Nie zrobił tego nawet za czwartym razem. Co jeśli coś mu się stało, co jeśli wdał się w jakąś bójkę? Wpadałam w panikę i paranoję chodząc po całym pomieszczeniu w jedną i drugą stronę. Prawie rwałam włosy ze swojej głowy wymyślając kolejne czarne scenariusze. I wtedy, gdy mój wzrok padł na moją torbę instynktownie odwróciłam się do ściany po prawej stronie, gdzie wcześniej Justin zostawił swoje rzeczy. Prawie straciłam grunt pod nogami, gdy zauważyłam, że wszystko co za sobą zabrał zniknęło.

* * *

  • Nie informuję już o nowych rozdziałach, te osoby, które interesują się ORS wejdą tutaj prędzej czy później, więc nie widzę w tym sensu. Zresztą, tylko tracę na to czas, bo wam i tak nigdy nie chce się komentować, co trochę mnie denerwuje. Zawsze piszę na swoim Twitterze, gdy coś dodaję na swoje blogi (mój username to @sekjut).
  • Jak mnie poganiacie nie musicie się ukrywać. Możecie się podpisywać, poważnie. To trochę dziwne, że zostawiacie mi takie wiadomości z anonima.
  • Zawdzięczacie ten rozdział, który już tak sobie leży bardzo długo tylko i wyłącznie @agentjajko, także powiedzmy, że jest dedykowany właśnie jej :) Niestety jest trochę kiepski, ale mam nadzieję, że się nie pogniewasz haha.
  •  Anyway, Justin gdzieś ty polazł? Jak ty się zachowujesz? Co się stało? CO, CO, CO? Jeszcze trochę i dostaniecie wszyściutkie odpowiedzi.

26 komentarzy:

  1. ojej dostałam rozdział ♥
    znowu Cię będę męczyć o kolejny haha. / @agentjajko

    OdpowiedzUsuń
  2. Drama. Co ten Justin odpierdala ? Szkoda Emsy :c

    OdpowiedzUsuń
  3. omg moze Justin byl taki zly i smutny bo ktos kazal mu rozkochac ją w nim i on przez przypadek tez sie zakochal?! i ktos kazal mu ja zostawic?!:O Justin ty dupku!!!!! ja chce nowy jak najszybciej!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, ale Boże dlaczego Justin zrobił się takim dupkiem? :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny ale wlasnie Justin dlaczego tak sie zachowujesz? ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie ciekawy rozdział, idealny pod każdym względem :D i oczywiście niedokończony moment przez który teraz nie będę mogła spać bo bedę się zastanawiała co dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, w koncu doczekalam sie rozdzialu i musze przyznac ze na prawde bylo warto sleczyc tutaj i sledzac tego bloga. Na prawde fajnie piszesz i jestem Ci ogromnie wdzieczna bo nie znam wiecejblogow z Kaya i Justinem. Kochsm

    OdpowiedzUsuń
  8. jezu ja ten rozdział przeżywałam jak emsy:) już chcę następny i mam nadzieję, że będzie znacznie szybciej niż ten

    OdpowiedzUsuń
  9. moja reakcja na ostatnie zdanie: "o fuck'en to bitch!"

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostawił ją???/Lola

    OdpowiedzUsuń
  11. No ejj, co taka drama ? ;c w koncu dodalas ! Juz myslalam ze sie nie doczekasz...

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział ♡

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział :3 ~Justyna :**

    OdpowiedzUsuń
  14. jgfhidfjghid ten rozdział jest cudowny
    jestem strasznie ciekawa co będzie dalej
    czekam na nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  15. O.Moj.Boze drama. Co sie dzieje ? Justin maly chuj, biedna Emily..

    OdpowiedzUsuń
  16. coś ty Justin do jasnej cholery zrobił? gdzie ty jesteś? omg to się dzieje. czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. świetne! czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Jezu gdzie on polazł?!
    Biedna Emsy :(

    Powinnam spać, a czytam :D

    @AyeAyeeJustin

    OdpowiedzUsuń
  19. Boze kocham to, przepraszam ze tak dawno mnie nie bylo i nie komentowalam ale dzisiaj juz nadrobilam zaleglosci, czekam na nastepny ;*

    OdpowiedzUsuń
  20. Kurde, zabilas mnie właśnie.! Co się dzieje? Cooo? Omg @forevermindSWAG

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeju.Co to był za rozdział.Mam nadzieję, ze jak najszybciej dowiemy się dlaczego Justin jest TAKI bo chyba nie wytrzymam. Tak bardzo było mi szkoda Emily. Zupełnie nie zasługuje na takie traktowanie. Jeszcze jej ojciec, który nie pojawił się na spotkaniu. Co to miało być?! Nie skomentuje tego.. Lecz najgorsze jest to..czy Justin narawdę zostawił ją tam samą na pastwę losu?!?!!

    OdpowiedzUsuń
  22. O boże dziewczyno zamęczysz mnie czekaniem na śmierć ! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ♥♥♥ Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  23. kiedy nast.?
    świetne jest <3

    OdpowiedzUsuń