Rozdział szesnaty



Było mi zimno, pomimo słońca na niebie zimny wiatr przyprawiał mnie o dreszcze. Szłam wolno na tył parkingu  zaciskając palce na swojej torbie. Chyba zgłupiałam. Z drugiej jednak strony dzięki krótkiemu spotkaniu mogłam bardzo dużo wygrać. Ostatni raz. Tak brzmiała jego obietnica. To była dobra alternatywa, więc w momencie, gdy Sam mnie dogoniła po tym jak szybkim krokiem ruszyłam w kierunku szkoły i pociągnęła mnie za rękę zrozumiałam, że jej zdaniem naprawdę powinnam się spotkać z szatynem. Kiedy wrócę do domu zadzwonię do pobliskiego ośrodka dla psychicznie chorych, by zarezerwować sobie miejsce. Przez te moje zmiany zdania na pewno w końcu tam trafię. Nie miałam pojęcia czego może chcieć Justin, ale nalegał na to spotkanie, a ja z niewyjaśnionego powodu nie potrafiłam mu jednak odmówić. To znaczy, odmówiłam mu, ale... o Boże, naprawdę lada moment postradam zmysły.
Przełknęłam ślinę, gdy zauważyłam, że stoi przy samochodzie, jedną rękę miał schowaną w kieszeni. Palił papierosa i wypuszczał kółeczka z ust. W momencie, kiedy mnie dostrzegł przez jego twarz przemknął uśmiech, sam też ruszył w moim kierunku. Stanęłam w bezpiecznej odległości od niego i uniosłam pytająco brew. Patrzyliśmy tak na siebie przez jakiś czas, co powoli zaczynało mnie denerwować. Przecież to on chciał się ze mną spotkać, a teraz milczy. Przygryzłam usta zerkając na szkołę, zaraz zacznie się pierwsza lekcja...
- Justin, trochę mi się spieszy, więc mów o co chodzi.
Poprawiłam torbę zsuwającą się z mojego ramienia. Usłyszałam jego ciche prychnięcie.
- To idź - wywrócił oczami, - ja mam inne plany.
Zmarszczyłam brwi kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Zadzwoniłeś do mnie, po to żeby mi powiedzieć, że masz inne plany? - spytałam z niedowierzaniem przechylając lekko głowę. - Zdajesz sobie sprawę z tego jakie to idiotyczne, prawda?
Justin zacisnął wolną dłoń w pięść, co oznaczało, że odrobinę go zdenerwowałam. Oh, czyżby ktoś wstał dzisiaj lewą nogą? Zaśmiał się nagle głupkowato, a następnie wysunął z kieszeni drugą dłoń. Uniósł ją do góry, a srebrny łańcuszek zakołysał się na wietrze razem z małym piórkiem. Moje oczy musiały w tym momencie wyglądać jak ogromne monety. Przecież to moje!
- Skąd to masz? - spytałam ze złością.
- Do zobaczenia Emsy - odwrócił się chowając do swojej kieszeni moją własność, przez co poczułam uścisk w żołądku.
- Oddaj mi to! - krzyknęłam i od razu ruszyłam za nim. Bardzo szybko go dogoniłam i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu zmuszając go tym samym do spojrzenia na mnie. Uśmiechał się triumfalnie, a ja czułam w sobie narastający gniew. Ten naszyjnik znaczył dla mnie naprawdę dużo, sądziłam, że zgubiłam go gdzieś w domu, a ten dupek go miał nie wiadomo ile.
- Oddawaj! - powtórzyłam dosadnie. Miałam ogromną ochotę tupnąć nogą niczym naburmuszone dziecko. Zamiast udzielić mi jakiejś odpowiedzi chłopak z wielkim uśmiechem na ustach wyminął mnie i wolnym krokiem zmierzał w kierunku swojego samochodu. - Justin!
Odwrócił się w moją stronę i poczekał, aż go dogonię. Przechylił głowę jakby nad czymś się zastanawiając, a potem uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pojedź ze mną.
Zrobiłam krok w tył uchylając usta.
- Co? - spytałam zupełnie zdezorientowana i otuliłam się rękoma, gdy poczułam kolejny chłodny powiew powietrza.
- Nie będę powtarzał.
- Ale...
Nie czekając na to co chcę powiedzieć Justin po prostu znowu się odwrócił podchodząc do swojego samochodu. Otworzył drzwi od strony pasażera i spojrzał na mnie. Zagryzłam usta patrząc to na niego, to na szkołę. Mam znowu zerwać się z lekcji? Zerknęłam jeszcze raz na budynek z czerwonej cegły i na niego. Pokręciłam głową niechętnie podchodząc bliżej. Wsiadłam na miejsce pasażera, a Justin zamknął za mną drzwi. Obszedł samochód i usiadł za kierownicą wsuwając kluczyk do stacyjki. Nie patrząc w moją stronę wcisnął pedał gazu. Zaskoczyło mnie to, że nie bawił się w pirata drogowego tylko jechał z normalną szybkością, jakby próbował za wszelką cenę przedłużyć czas spędzony ze mną. Milczałam uparcie do momentu, gdy znaleźliśmy się na głównej drodze. Miałam milion pytań, począwszy od tego skąd ma mój medalik.
- Gdzie jedziemy? - spytałam.
- Jeszcze nie wiem.
Odwróciłam powoli głowę w jego stronę, znowu skoczyło mi ciśnienie.
- Jak to nie wiesz?!
Wzruszył ramionami uśmiechając się głupkowato. A przecież zanim przyszłam się z nim spotkać mówiłam głośno w głowie, że nie mam ochoty grać w te jego głupie gierki.
- Justin... - zaczęłam i odgarnęłam swoje włosy za ucho, - po prostu oddaj mi ten cholerny naszyjnik.
- O, już chyba wiem! - zupełnie zignorował moją prośbę skręcając w pobliską drogę. Zamilkłam i zaczęłam się nerwowo bawić palcami. Z Justinem był ten problem, że zawsze robił to co mu się podobało. Oczywiście, że były momenty, w którym go takiego uwielbiałam, ale teraz... teraz miałam tego po dziurki w nosie. Nie zasługuję na takie traktowanie z jego strony. Dziadek powiedziałby, że to tylko głupi kawałek srebra, że to co chciał mi przekazać mam w swoim sercu, choć na pewno cieszyłby się, gdybym go jednak miała. Nie zamierzam jednak bawić się z Justinem, to nie dla mnie.
- Zatrzymaj się - powiedziałam stanowczo.
- Co? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Stój. Teraz!
Mój głos był nasiąknięty pewnością siebie. Z zupełnie zdezorientowaną miną Justin zjechał na pobocze i zanim zgasił silnik ja już dawno zdążyłam odpiąć pacy i wyjść z samochodu trzaskając przy tym trochę za mocno drzwiami. Wiedziałam, że tym samym dolałam oliwy do ognia, chociaż wcale nie zrobiłam tego celowo... chyba. Objęłam się rękoma i ruszyłam w stronę, z której przyjechaliśmy.
- Co ty odpierdalasz O'Connell?! - wrzasnął za mną.
- Spierdalaj Bieber! - odkrzyknęłam nie odwracając się w jego stronę. Szłam dalej, gdy nagle poczułam silne szarpnięcie za rękę. Spojrzałam na niego gniewnie.
- Puszczaj - warknęłam czując jak moje policzki zaczynają się czerwienić ze złości. Bransoletki, które nosiłam na nadgarstkach wpijały się boleśnie w moją skórę. Ignorowałam nieprzyjemne uczucie. Widać Justin jednak poczynił jakieś postępy i już odrobinkę lepiej panuje nad swoją agresją...
- O co ci chodzi Bieber? - spytałam z pretensjami. - Oddaj mi łańcuszek i miejmy to z głowy! Skończmy te idiotyczne gierki!
Nic nie odpowiedział, tylko przyglądał się mi z ciekawością. Uparcie milczał sprawiając tylko, że moja irytacja rosła. Znalazł sobie wprost idealny moment, by zacząć myśleć! Policzyłam spokojnie do dziesięciu i wyszarpałam swoją rękę ruszając w dalszą drogę. Narzuciłam samej sobie dość szybkie tępo, by uciec od tego dupka jak najdalej. Po krótkiej chwili ponownie poczułam jak łapie mnie za rękę. To zaczyna być nudne. Ja uciekam, on i tak zawsze mnie dogania.
- Chcesz wracać do domu na piechotę? - spytał z jakąś mieszaniną troski oraz smutku w głosie.
- Co cię to obchodzi? - odparłam wywracając przy tym oczami. Justin zacisnął mocno szczękę, jakby w jego głowie pojawiły się jakieś agresywne myśli.
- Jak coś ci się stanie to Logan przyjdzie do mnie w pierwszej kolejności, a nie mam ochoty się z nim bawić.
- Logan dalej o niczym nie wie, przecież już ci o tym mówiłam - odparłam. - Oddaj naszyjnik!
Nawet nie drgnął. Chyba nad czymś się zastanawiał, uchylił usta, a ja ponownie wyślizgnęłam dłoń z uścisku. Zrobiłam krok w tył krzyżując ręce na piersiach.
- Spędź ze mną ten dzień - powiedział patrząc prosto w moje oczy. Poczułam, że wszystko w mojej głowie zaczyna się mieszać, każda myśl, czułam się jakbym zaczynała tonąć w karmelowym odcieniu jego tęczówek. Speszona odwróciłam spojrzenie.
- Bieber, uderzyłeś się czy coś?
Z rozbawieniem pokręcił głową.
- Chodź - powiedział spokojnie. - Obiecuję, że oddam ci łańcuszek.
- Niby czemu mam ci uwierzyć?
Nie zaskoczyłam go swoim pytaniem. Wzruszył jedynie ramionami i powoli odwrócił się w stronę, z której przyszliśmy.
- Decyduj Emily - odparł i na chwilę przystanął, - pojedź ze mną, a oddam ci łańcuszek i będzie po sprawie. Nie spotkamy się więcej.
Dopiero teraz zauważyłam, że udało mi się już pokonać dość spory odcinek drogi. Justin nie odwrócił się już w moją stronę, zmierzał w kierunku swojego samochodu. Może jeden dzień więcej spędzony z nim nic nie zmieni? Odzyskam łańcuszek i będę mieć święty spokój. Szłam za nim, zachowując pewną odległość. Justin zatrzymał się przy swoim aucie, a gdy zobaczył, że wciąż jestem za nim jego twarz wyrażała ogromne zdziwienie. Bez słowa wyminęłam go i wsiadłam do środka auta.  Przetarłam dłonią twarz. Byłam już naprawdę zmęczona całą tą sytuacją. Justin ponownie uruchomił silnik ruszając w dalszą trasę.
- Wiesz, że jak Logan dowie się o tym wszystkim najpierw zabije mnie, a potem ciebie, prawda?
Rozbawiłam go.
- Nie musi się dowiedzieć - posłał mi swój uśmiech. Westchnęłam cicho i wrzuciłam swoją torbę z książkami na tył samochodu. Znudzona, jak zawsze w takich momentach wyciągnęłam rękę w kierunku radia, włączyłam je i zaczęłam szukać jakiejś ciekawej stacji muzycznej. Gdy w końcu udało mi się coś znaleźć wygodnie oparłam się o oparcie i odwróciłam głowę w stronę okna oglądając ciągle zmieniający się obraz za oknem. Nim się obejrzałam Justin zaparkował na jakiejś leśnej drodze i zgasił silnik.
- Oh, wywiozłeś mnie do lasu, świetnie - powiedziałam z sarkazmem - to co, teraz mnie zabijesz?
- To byłoby zbyt przewidywalne Emsy - odparł zanosząc się śmiechem, - gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to w bardziej oryginalny sposób.
- Mhm, co zepchnąłbyś mnie z klifu?
- Możliwe.
Uśmiechnęłam się do niego przelotnie. Odblokowaliśmy swoje pasy bezpieczeństwa niemal w jednakowym czasie. Justin zamknął samochód, a następnie ruszył przodem.
- Mogę wiedzieć gdzie idziemy?
- Nie.
Nic nie odpowiedziałam. Podążałam za nim do momentu, gdy szliśmy w miarę normalną ścieżką wszystko było w porządku. A potem nagle szatyn skręcił w miejsce, gdzie nie było widać śladu, by ktoś kiedykolwiek tamtędy przechodził. Chciałam to jakoś skomentować, ale nie miałam ochoty go już złościć, więc zaciskając usta podążałam za nim. Co chwilę pocierałam swoje zmarznięte ramiona dłońmi, czułam zimne dreszcze na całym swoim ciele. Las, w którym się znaleźliśmy był dosyć mocno zarośnięty i gęsty. Szłam tuż za Justinem uważnie stawiając swoje stopy, nie chcąc upaść przez kamień czy cokolwiek innego. Justin o dziwo, był na tyle uprzejmy, że odchylał pojedyncze gałęzie, by było mi łatwiej przejść. Właśnie to mnie w nim zaskakiwało, był wredny, arogancki i zawsze robił co chciał, a gdzieś tam w środku jego serca tlił się mały płomyk dobroci. Cała ta trasa nie była jakoś wyjątkowo trudna do przejścia, choć na początku wydawało mi się, że nie dam rady, szczególnie, że dosłownie co chwilę musiałam się to schylać, to niemal przeskakiwać połamane konary drzew. Jednak nie jestem taka słaba jakby mogło się wydawać.
- Okej, już prawie jesteśmy - poinformował mnie Justin.
- Miejsce zbrodni, tak? - spytałam z rozbawieniem w głosie. W odpowiedzi kiwnął głową chichocząc jak nastolatka. Odchylił kolejne gałęzie, a potem przeszliśmy kawałek trasy, w którym drzew było coraz mniej, aż w końcu znaleźliśmy się na łące, przez której środek przechodziła kolejna ścieżka. Boże, gdzie on mnie wyprowadza? Może faktycznie zepchnie mnie z jakiegoś urwiska, czy coś? Justin stał z uśmiechem patrząc na obraz przed sobą. Wow, ktoś tu zachwyca się... niczym.
- Idź przodem - powiedział nim zdążyłam zapytać się, co jest tu takiego wyjątkowego. Wywróciłam oczami i powoli ruszyłam wskazaną przez niego ścieżką. Czułam jego spojrzenie na swoim tyłku. Boże, on naprawdę ma jakieś problemy! Miałam ogromną ochotę odwrócić się i przyłożyć mu w twarz, jednak dzięki mojej silnej woli powstrzymałam się. Przystanęłam na małym wzgórzu, na którym się znaleźliśmy i z wrażenia uchyliłam usta. Justin znalazł się obok mnie z ogromnym uśmiechem, objął mnie w pasie. Nawet na to nie zareagowałam. Pod nami rozścielała się polana, ale nie taka jak ta, przez którą przechodziliśmy. Była inna. Wyjątkowa. Nawet trawa miała tutaj jakiś inny zielonkawy odcień. Zauważyłam kilka samotnych drzew, na jednym z nich zawieszona była huśtawka wykonana z grubego sznura oraz kawałka deski, a tuż obok stała ławka. Wszystko to znajdowało się tuż przy jeziorze. Wiem, że mieszkamy w okolicy, gdzie pełno jest takich zbiorników wodnych, ale nie miałam pojęcia o istnieniu tego. Nigdy w życiu tu nie byłam i znowu zastanawiałam się jak to możliwe, że to właśnie Justin je zna.
- Idealne miejsce, żeby umrzeć co Emsy? - zagadnął wesoło, a ja jedynie energicznie zamrugałam nie dowierzając w to co widzę. Po chwili poczułam zimny powiew wiatru, który sprawił, że wstrząsnął mną dreszcz. Justin niemal od razu zrzucił z ramion swoją bluzę przez co przypomniało mi się, że wciąż mam jego kurtkę. Wyciągnął do mnie rękę.
- Ubieraj - powiedział widząc moje pytające spojrzenie, - jest zimno, a ty nie wzię...
- Oczywiście, że wzięłam! - przerwałam mu nieco poirytowanym głosem. - Została w aucie Sam, bo jakiś idiota do mnie zadzwonił i poprosił o spotkanie. Znasz go może?
Chłopak uśmiechnął się do mnie przelotnie i ruszył w kierunku betonowych schodów, które znajdowały się tuż obok. To miejsce było czymś w rodzaju raju na ziemi i jeśli miałabym naprawdę umrzeć, to chciałabym trafić właśnie tutaj.

*

Nie mam pojęcia ile czasu już byliśmy w tym miejscu, dawno straciłam poczucie czasu. Było tak idealnie, cicho i spokojnie. Moje myśli co prawda wirowały wokół Logana, rodziców czy samego Justina, ale nie było to obsesyjne rozmyślanie o tym co powinnam zrobić, a czego nie. Nie przejmowałam się tym, że wyglądam komicznie w bluzie Justina, która była na mnie stanowczo za duża. Siedziałam bujając się lekko na huśtawce z przymkniętymi oczami. Jak to jest możliwe, że tak strasznie zapieram się przed tą znajomością , a i tak spędzam więcej czasu z Justinem niż z kimkolwiek innym w ostatnim miesiącu? Przejechałam palcami po swojej szyi i od razu przypomniało mi się dlaczego tu jestem. Szatyn wciąż miał coś co należało do mnie.
- Justin - powiedziałam nie otwierając oczu i przerywając ciszę, - oddaj mi ten łańcuszek. Proszę.
Usłyszałam jego ciche westchnięcie, a już po chwili jego kroki. Nie musiałam uchylać powiek, by wiedzieć, że przykucnął przede mną. Czułam jego obecność, doskonale wiedziałam, że przyglądał się mojej twarzy przez krótką chwilę, po czym znowu wstał i stanął za mną. Odgarnął moje pofalowane włosy na jedno ramię. A potem poczułam zimny łańcuszek na swojej szyi, odruchowo sięgnęłam do niego dłonią. Otworzyłam swoje niebieskie oczy i dostrzegłam, że Justin z powrotem znalazł się na przeciwko mnie. Gdy tylko wyczułam w palcach piórko podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego lekko. Cieszyłam się, że w końcu odzyskałam pamiątkę, którą otrzymałam od dziadka. Była dla mnie bardzo cenna.
- Dzięki - powiedziałam.
A potem... nie mam pojęcia jak to się stało. Justin nachylił się do mnie tak blisko, że dokładnie czułam zapach jego drogich perfum. Przejechał kciukiem po moim policzku pochylając się jeszcze bardziej, w momencie, gdy poczułam, że jego nieco spierzchnięte usta muskają moje zastygłam bez ruchu na kilka sekund. Gorąco, które rozlało się po całym moim ciele sparaliżowało mnie na moment, a potem z własnej woli poruszyłam swoimi ustami. Justin był strasznie delikatny, a przy tym zmysłowy. Jego palce zaczęły błądzić po mojej szyi zakreślając jakieś wzorki. Czułam, że tracę grunt pod nogami, jakby każda krzywda jaką mi zrobił nie miała znaczenia... ale w głębi duszy wiedziałam, że jednak nie mogę tego robić. Położyłam swoją dłoń na jego klatce piersiowej i lekko odepchnęłam od siebie odwracając głowę i przerywając tym samym pocałunek. Wstałam z huśtawki i odwróciłam się do niego plecami. Naprawdę tego chciałam, moje ciało domagało się więcej tak samo jak serce, ale umysł wcale się z nimi nie zgadzał. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, więc nie wymagam, by ktoś inny próbował to zrobić.
- Przestań - powiedziałam odchodząc kawałek dalej. Moje serce biło jak oszalałe, miałam ogromną ochotę odwrócić się, stanąć przed nim i go pocałować. Nie mogłam.
- Suka - warknął bardzo głośno. Odwróciłam się do niego nie dowierzając w to co usłyszałam. Najpierw zgrywa uprzejmego, całuje mnie, a potem... wyzywa mnie. Ja i on wszystko tylko niszczymy, za każdym pieprzonym razem.
- Wolę być suką, niż takim chujem jak ty! - odpowiedziałam hardo. Widziałam jak złość bierze nad nim górę, podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno zacisnął ręce na nadgarstkach patrząc mi w oczy. Jego karmelowe tęczówki ciskały w moim kierunku złowrogie błyskawice. Nie były już takie niesamowite jak wtedy, gdy prosił, żebym spędziła z nim dzień. Wcześniej zachował się bardzo podobnie zaciskając swoje długie palce wokół moich chudych nadgarstków sprawiając, że bransoletki wbijały się w skórę, ale tym razem robił to z znacznie większą siłą. Próbowałam powstrzymać łzy, które gromadziły się w moich oczach. To naprawdę bolało.
- Puszczaj.
- Przeproś!
- Myślisz, że będziesz mnie wyzywał, a ja będę potakiwać głową?! - spytałam kpiącym tonem. - Puszczaj, to boli!
- Przeproś - powtórzył.
- Pierdol się Bieber - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Mierzył mnie swoim złowrogim spojrzeniem, a jego palce coraz bardziej zaciskały się na moich nadgarstkach. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. I to znowu przy nim. Czy to nie wygląda tak, że to on sprawia mi najwięcej krzywdy i przykrości? W momencie, kiedy ból stawał się nie do zniesienia, a jego dłonie ciasno oplatały moje nadgarstki zgięłam kolano i kopnęłam go w krocze, co sprawiło, że od razu puścił moje ręce i zgiął się wypuszczając z ust wiązankę przekleństw. Już dawno powinnam to zrobić, ale nie miałam dostatecznie dużo odwagi. Należało mu się. Za siniaki, za każde jedno wyzwisko. Cofnęłam się do tyłu i zerknęłam na swoje nadgarstki. Zauważyłam na nich czerwone odbicia palców Justina, oraz bransoletek. Wyglądało to okropnie, zdarty naskórek oraz miejsce, z którego zaczynała sączyć się krew. Chyba nie będę nosić ozdób na ręce przy tym idiocie... ba, przecież ja już nie będę się z nim widywać! Przyglądałam się swoim rękom ignorując przekleństwa szatyna. Moja podświadomość podpowiadała mi, że powinnam uciekać, ale zamiast tego stałam w miejscu patrząc na to co mi zrobił. Czułam ból i nie potrafiłam się ruszyć, moje dłonie drżały, a oczy zaszły łzami.
- Emily! - warknął Justin, kiedy w końcu się wyprostował. Chciał kontynuować swoją wypowiedź, zapewne kolejną serią wyzwisk ale nie zrobił tego. Uchylił usta ze zdziwieniem patrząc na mnie. Zauważyłam, że jego postawa oraz spojrzenie od razu uległy zmianie, wciąż dało się dostrzec, że jest zły, ale nie tak jak wcześniej.
- Płaczesz? - spytał cicho. Pokręciłam gwałtownie głową hamując łzy gromadzące się w kącikach moich niebieskich oczu. Nienawidzę okazywać uczuć przy innych, a ostatnio ciągle przy nim płaczę i tylko pokazuję jaka jestem słaba. Justin uchylił jeszcze bardziej swoje usta, gdy jego wzrok padł na moje nadgarstki.
- To... ja...? - w jego głosie dało się wyczuć zakłopotanie. Oblizał swoje spierzchnięte wargi i bez słowa przysunął się bliżej mnie, przez co automatycznie zrobiłam krok w tył.
Bałam się go.
Mieszał mi w głowie, robił w niej okropny bałagan. Raz był słodkim, czułym chłopakiem, a po chwili miałam wrażenie, że połamie mi wszystkie kości. W środku jego serca tlił się ten dobry płomyk, ale co chwilę zjadał go potwór, który mieszkał w jego ciele. To dlatego odtrąciłam jego pocałunek. To dlatego staram się do niego nie zbliżać, bo wiem, że z tego nie wyjdzie nic dobrego. Tacy ludzie jak ja, nie pasują do osób takich jak Justin.
- Emsy, nie bój się mnie - powiedział ze smutkiem w głosie. - Słyszysz?
Zagryzłam jedynie mocno swoje usta, a gdy Justin zrobił kolejny krok w przód, ja ponownie się cofnęłam. Chłopak przetarł dłonią swoje czoło i cicho westchnął. Wyglądał jakby naprawdę żałował tego co się stało, jakby chciał cofnąć czas i sprawić, by to wszystko nie miało miejsca. Podjął kolejną próbę i tym razem, nim zdążyłam się odsunąć Justin objął mnie rękoma, mocno przytulając mnie do siebie. Nie miałam szans się wyrwać, gdy jego dłonie mocno zacisnęły się na mojej talii. Przysunął swoją twarz do mojej, tak, że stykaliśmy się policzkami. Zadrżałam, gdy tylko poczułam, że podniósł jedną ze swoich dłoni. Był nieobliczalny, więc bałam się, że zaraz mnie uderzy. Nie zrobił tego jednak, wplótł swoje palce w moje włosy.
- Przepraszam - wyszeptał wprost do mojego ucha. - Naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy - wyjaśnił cichym głosem. - Po prostu... nie panuję nad sobą kiedy jestem z tobą.
Kiwnęłam głową pozwalając, by pojedyncza łza sturlała się po moim policzku. To było coś czego nie rozumiałam. Był jak trucizna, która sprawiała, że czułam się dobrze na krótką chwilę, by potem zwijać się z bólu.

Szłam wolno obok Justina, który wyglądał jakby bardzo się nad czymś zastanawiał. Co chwilę marszczył brwi i czoło, albo kręcił głową. To był niecodzienny widok. Okazuje się, że on czasami używa mózgu więcej niż jeden raz w ciągu dnia i myśli! Byłam pod wrażeniem. Wiedziałam, że już nigdy nie wrócę do tego małego raju, który na chwilę zamienił się w piekło. Obejrzałam się kilkakrotnie za siebie, a potem wsunęłam dłonie do kieszeni bluzy Justina. Wyszliśmy z lasu i przemierzaliśmy ścieżkę, przy której zostawiliśmy auto.
- Odwieziesz mnie teraz do domu? - spytałam cicho. Odwrócił w moją stronę głowę marszcząc przy tym czoło.
- Nie.
Zatrzymałam się na chwilę.
- Jak to nie?
- A czy to, - wskazał teatralnie na słońce znajdujące się wysoko na niebie, - wygląda ci na koniec dnia?
Mam rozumieć, że to dopiero początek dzisiejszych rozrywek? Spontaniczność Justina była naprawdę czymś co mi imponowało... z daleka. Nie mając zielonego pojęcia, co znowu wymyśli z niemrawą miną zajęłam swoje miejsce w jego samochodzie. To tylko jeden dzień, powtórzyłam w myślach, a potem koniec.
- Co powiesz na odrobinę zabawy O'Connell?


________________________________

Wystarczy zwykłe czytam :)

~ To był fajny rozdział dopóki nie przeczytałam go po raz drugi... także sorki?
~ Mam taką sprawę, skoro część z Was jest leniwa i nie chce się jej komentować, nie obrażę się jak tweetniecie krótkie #Jemsy (nie musicie mnie nawet oznaczać) to zabierze Wam, aż może 10 sekund z życia, a ja będę wiedzieć ile osób naprawdę czyta to opowiadanie :)
~  #TeamPocałunekJemsy jak mówiłam, będziecie odrobinkę zadowolone.
~ Dziękuję tym, którzy trzymali dzisiaj za mnie kciuki. Matura z polskiego za mną, a teraz trzymajcie jeszcze mocniej, bo jutro matematyka, której mój umysł nie ogarnia.
~ Nie mogę się doczekać momentu, w którym opublikuję całe to opowiadanie pisane z perspektywy Justina, asdfghjhgfdsdfghgf.
~ KOCHAM! :)

48 komentarzy:

  1. czytam ! kocham jak już mówiłam, powodzenia <3 @Juliaa__Official ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. jdshauijbdhjbdsxzjbcnxjbdsjhbdjfshbfsbfhfvbhvfbvkalhabdhjbvdhbabdjhbdhbffbfiufbefhfbfsdgl JESTEŚ NIEZIEMSKA (przepraszam, że to ciągle powtarzam, ale brakuje mi synonimów)

    OdpowiedzUsuń
  3. khfewvckewvwlvherovrewo ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. ZAJEBISTE <3 http://idontwannafallinlove-jbfanfiction.blogspot.com/ ZAPRASZAM DO MNIE <3

    OdpowiedzUsuń
  5. snkcibaonvhalvbugiduipgjsjcbkasvoegiogn WOW,jesteś niesamowita:D
    Czy to źle że chcę więcej pocałónków tej dwójki??

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin jest bipolarny, to pewne.
    Bardzo czekałam na ten rozdział, obawiałam się, że Emily zakończy znajomość z Justinem. A tu jednak takie przygody :D Chcę następnyy ! :)
    Także tego, zmiażdż jutro tą matmę i dodawaj kolejny rozdział, haha :D

    OdpowiedzUsuń
  7. czytam czytam czytam !!!!
    Kochana to jest zajebiste :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nieziemskie! Brak słòw ;* @luvh4zza POWODZENIA JUTRO DASZ RADĘ KOCHANA! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. jhdsfbcbvkjhvcjhvsbcdjbhr UMARŁAM *.* Kocham twoje opowiadanie!!!
    Trzymam kciuki na matmie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. WOW! Ale rozdział :D
    Ale ta ich relacja to jest skomplikowana fest :P
    I był cmok aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa :P Nareszcie! Taki trochę niemrawy no ale BYŁ :P Wiesz, że czekam na więcej? :P

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże, niesamowite w jaki sposób piszesz to opowiadanie, masz niewyobrażalny talent! Jestem twoją największą fanką! A rozdział świetny, uwielbiam tego bipolarnego Justina :)

    OdpowiedzUsuń
  12. :oooooo
    Jak można pisać coś tak świetnego? :x

    OdpowiedzUsuń
  13. ale się porobiło, no. jejku, Justin, dlaczego Ty ją tak krzywdzisz. Powiedz Ty mi, dlaczego? Niewiarygodna jest ta zmiana jego usposobienia. Raz ciśnie piorunami i mógłby Cię zabić, ale za chwilę jest tak kochany i uroczy, że jeeeejku!

    ale, że co przepraszam? opowiadanie z perspektywy Justina? Chyba właśnie moje serce umarło!

    Pozdrawiam i trzymam kciuki! xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Boze to jest genialne. *__* hdjfhjsdgjk. <3
    @SeeULaterBabe

    OdpowiedzUsuń
  15. to jest genialne :*, matematyka też pójdzie ci bardzo dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bieeedna.;c
    Justin idioto,panuj nad emocjami.XD

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzisiaj dopiero znalazłam tego bloga i jest świetny.
    Powodzenia na maturze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Powodzenia kochanie na tej majcy! <3

    Kolejny cudowny rozdział! :)
    #TeamPocałunekJemsy wcale nie taki szczęśliwy, my chcemy więcej! :)
    Dziękuję i czekam na kolejny <33

    @aania46

    OdpowiedzUsuń
  19. omfg <3 oni. się. pocałowali. eiduwhagbrfugbfatuyigbwfawigbuobvf <3

    OdpowiedzUsuń
  20. czekam na 'odrobinę zabawy' ^^ :D boskie :)
    @Syllvi_a

    OdpowiedzUsuń
  21. szyyyyyyyyyyyyyyybko dodawaj nowe, nie mogę się doczekać! cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  22. SUKA..... SUKA?! CZY JEGO POJEBAŁO. "NO POJEBANY" <- do tego rozdziału też mi się to nadaje :D Poza tym tak: CAŁY ROZDZIAŁ MOJE SERDUCHO WALIŁO JAK POJEBANE, JAK TO SIĘ MÓWI? MOJE SERCE RUCHAŁO PŁUCO. sama nie wiem czemu... A JAK BYŁ POCAŁUNEK, TO MOJE SERDUCHO WYRWAŁO SIĘ ZATAŃCZYŁO GANGNAM STYLE I WRÓCIŁO... No kocham cię za ten rozdział i za to opowiadanie! POWODZENIA NA MATMIE, OMG, WSPÓŁCZUJĘ :D

    OdpowiedzUsuń
  23. serio zamierzasz publikować wersję Justina? huhuuu, chciałabym <3

    OdpowiedzUsuń
  24. Bdjxtjcfjdyvdhxrvxgc buziak! Był buziak! Szkoda, że sytuacja po nim się trochę pogorszyła.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i dalszej części dnia. x
    Dodam jeszcze, że świetnie piszesz. <3
    Powodzenia na maturze z matmy. xx
    @Temptaation

    OdpowiedzUsuń
  25. Bdjxtjcfjdyvdhxrvxgc buziak! Był buziak! Szkoda, że sytuacja po nim się trochę pogorszyła.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i dalszej części dnia. x
    Dodam jeszcze, że świetnie piszesz. <3
    Powodzenia na maturze z matmy. xx
    @Temptaation

    OdpowiedzUsuń
  26. Ej, może zrobiłabyś dla nas twitcama? ;D Co myślisz? ;P Powodzenia na maturze

    OdpowiedzUsuń
  27. CZYTAM <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetny rozdział :) Justin ma nie po kolei w głowie :D zachowuje się jak "dr Jeckyl and mr Hyde" z jednej strony słodki jak miód z drugiej ostry jak papryczka :D czekam na ciąg dalszy wspólnego dnia E&J :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Świetny rozdział, czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  30. szpadymelodia10 maja 2013 16:25

    Czytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Czyyytam sorry wyjątkowo nie chce mi się produkować

    Linni

    OdpowiedzUsuń
  32. czytam, czytam *-*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  33. jesteś genialna, no i dziękujemy za namiastkę pocałunku Jemsy ♥

    OdpowiedzUsuń
  34. genialny :) czekam z niecierpliwością na następny ♥ Zapraszam do mnie ----> http://lovehatefriendshipfame.blogspot.com/ Liczę na komentarz :P

    @ania95_official
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  35. Naprawdę świetne czekam na następny ;) mam nadzieje , że w końcu im sie uda zbliżyć bardziej ; *

    OdpowiedzUsuń
  36. awww *.* naprawdę świetne opowiadanie , czekam na kolejne rozdziały . Niech im się w końcu uda zbliżyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. aww, czytam :3

    OdpowiedzUsuń
  38. kiedy kolejny rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak skończy pisać maturę :3
      tak w ogóle to powodzenia jutro! *kopniak na szczęście*
      trzymam kciuki, dasz radę!♥ :D

      Usuń
  39. Cudoooooowne opowiedanie ! już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziałuuu

    OdpowiedzUsuń
  40. Niesamowite opowiadanie ♥
    Przeczytałam dziś po powrocie z zajęć wszystkie do tej pory opublikowane rozdziały i to jest bomba, masz ogromny talent i świetnie opisujesz emocje ♥
    Kocham to ♥
    @TeleDul

    OdpowiedzUsuń
  41. uwielbiam i brak mi słów <3

    OdpowiedzUsuń
  42. no ja nie mogę co ty robisz z ludzmi? Co ty robisz ze mna ?! "Jestem jak tykająca bomba" gdy czytam Twoje opowiadania ;p dziekuję Ci za to uczucie które rozwala mi psychikę gdy cztytam kolejne rozdziały :) co tu dużo gadać po prostu ROZPIERDALASZ SYSTEM! i za to Cie kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  43. O bożeee Na twiterze mówisz ,ze jest ropzdział *.* ?/ Kasiaaaaaaaaaa Jak coś później dam twittera :3

    OdpowiedzUsuń