Rozdział czwarty



Nie czekając na więcej po prostu wyszłam z kuchni Charliego. Zauważyłam, że moje dłonie okropnie drżą. O co chodziło tamtemu palantowi? Czy on mówił na poważnie? Co będzie bolało? Chce mnie zabić? Gdzie do cholery jest Logan?! Czy ja dopiero co nie wspominałam, że nikt mi nigdy nie groził? Bo to było grożenie, tak? Chyba zaczynam głupieć. Krążąc po domu uroczego blondyna zaczęłam poszukiwania mojego brata czy, kogokolwiek z jego paczki. Jasne, mogłam iść do Nathana, który z pewnością znajdował się w salonie, ale nie mogłam. Nie mogę zepsuć tego wieczoru Sam. Za długo na to czekała. Westchnęłam i wyciągnęłam swój telefon z kieszeni spodenek. Jeden sygnał, drugi, trzeci... nic. Nie odebrał mimo, że próbowałam się do niego dodzwonić jakieś dziesięć razy. Zaczynałam powoli wariować. Chodząc po całym tym ogromnym domu, rozglądając się za kimkolwiek komu mogłabym powiedzieć co się stało, a jednocześnie bojąc się, że zaraz zobaczę tego całego McCanna, a on naprawdę zrobi mi coś, przez co będę cierpieć. Przysięgam, że jeśli Logan jest na górze i uprawia seks z jakąś idiotką, kiedy ja go potrzebuję, to postaram się, by tego pożałował.
Zrezygnowana wróciłam do salonu. To miejsce wydawało się być bezpieczne, głównie dlatego, że po drugiej stronie pomieszczenia stała czarnowłosa i Nathan. Przyglądnęłam im się przez chwilę, uśmiechali się do siebie jakby byli na jakiś prochach. To był dobry znak. Chciałam się skupić na nich, ale nie potrafiłam, moje myśli nie dawały spokoju, a w głowie ciągle przewijało mi się jedno zdanie będzie bolało. Musiałam odpocząć, napić się czegoś bardzo mocnego, by nie zwariować. Albo po prostu wyjść. Spojrzałam na stolik z alkoholem. Już chciałam wstać i zgarnąć jakąś butelkę, ale automatycznie potrząsnęłam głową, stwierdzając, że to idiotyczne, upić się w takim momencie. Zachowaj trzeźwy umysł, tak, to był znacznie mądrzejszy pomysł. Usiadłam na skórzanej sofie umiejscowionej pod jedną ze ścian i nerwowo bawiłam się swoimi palcami, co chwilę zerkając na wyświetlacz telefonu.
Nie wiem ile czasu minęło, ale wciąż nie potrafiłam się uspokoić. To było coś nowego, okropnie dziwnego. Ze wszystkich sił próbowałam sobie wmówić, że to wszystko to kiepski żart, który opowiem Loganowi jak tylko go zobaczę i razem będziemy się  z tego śmiać. Dobre sobie. Przecież nie mogę mu nic powiedzieć! Zaraz wpadnie w szał i będzie próbował obić twarz tego chłopaka, a on naprawdę ma już dostatecznie dużo problemów. Oblizując spierzchnięte usta podniosłam głowę, by sprawdzić czy Nathan na pewno znajduje się w odpowiedniej odległości, by ewentualnie mi pomóc, gdyby tak coś złego faktycznie miało się stać. Tylko jak? Przecież nikt mnie nawet nie usłyszy, tym bardziej nie zauważy. Ludzie dbają tylko o siebie, bojąc się narazić innym.
Poczułam na sobie czyjś wzrok, przez co automatycznie zrobiło mi się niedobrze. To nie było zwykłe patrzenie, tylko jakby ktoś wypalał dziurę w mojej skórze. Nie musiałam się rozglądać, doskonale wiedziałam kogo zobaczę.
Stał przy stoliku z alkoholem, z diabelskim uśmiechem na ustach. Był tak cholernie przerażający. Nie mogłam się nawet poruszyć, serce w mojej piersi dudniło jak oszalałe. McCann przyłożył palec do ust, jakby chciał mi powiedzieć, że mam być cicho. Zamrugałam energicznie licząc, że może jego sylwetka zniknie z zasięgu mojego wzroku.
- Emily! - usłyszałam jak ktoś woła moje imię. - Emily!
Jakiś niski chłopak stanął przede mną. Miał może czternaście lat, wyglądał jak dzieciak umieszczony w nieodpowiednim miejscu. Spojrzałam na niego marszcząc przy tym brwi, chłopak pociągnął mnie za rękę.
- O co chodzi? - warknęłam wyrywając się z jego uścisku. - Nie znam cię.
- O'Connell, tak?
Kiwnęłam głową. Wciąż czułam na sobie spojrzenie McCanna. Ignoruj go, powiedział głos w mojej głowie.
- Twój brat się bije.
Uchyliłam usta. To, że ten psychopata stał kilka metrów przede mną z tym swoim uśmieszkiem przestało się dla mnie w tym momencie liczyć.
- Co powiedziałeś?!
- Logan się bije! - krzyknął.
Opadły mi ręce. Dosłownie. To miała być impreza, na której miałam się dobrze bawić. To miała być kolejna noc, z której miałam zapamiętać twarze przystojnych chłopaków, którzy gapili się na moje nogi. Miałam jednak przeczucie, że dopiero teraz moje życie sprawi mi kilka problemów.
Powiedziałam tylko, żeby ten szczeniak wskazał mi drogę. Zaczął mnie ciągnąć za rękę w odpowiednie miejsce. Przemieszczałam się w kierunku drzwi ze spuszczoną głową, włosy zasłaniały całą moją twarz. Nie chciałam, żeby Sam mnie zauważyła, żeby Nathan ją tu zostawił, bo mój brat jest nienormalny i ma problemy z agresją. Wiedziałam, że McCann ciągle się patrzy, to w jaki sposób jego oczy mierzyły moje ciało... Zatrzęsłam się na całą myśl. To nie było w porządku.
Przepychając się przez tańczące osoby dotarliśmy do drzwi na tyłach domu. Na zewnątrz było chłodno, poczułam gęsią skórkę na rękach i na nogach. Tłum ludzi zgromadził się w jednym miejscu tworząc koło, domyślałam się co dzieje się wewnątrz, ale co miałam zrobić? Westchnęłam ciężko.
- Znasz resztę kumpli Logana? - zwróciłam się do tego małego. Kiwnął ochoczo głową. - Znajdź któregokolwiek jak najszybciej!
Chłopak rzucił się pędem w stronę domu. Mam nadzieję, że Samantha mi wybaczy jeśli ten mały wpadnie najpierw na Nathana ale nie mogę pozwolić, by mój brat odebrał komuś życie. Nie martwiłam się o niego, tak jak o tę drugą osobę. Ruszyłam w kierunku zbiorowiska, przepychając się przez ludzi. Pchnęłam jakiegoś z chłopaka, który posłał mi jedynie pytające spojrzenie. Wszyscy ci, którzy oglądali tę scenę śmiali się, rozmawiali albo kibicowali, któremuś z bijących się. Boże, gdzie ja żyję?! Czemu ci idioci po prostu ich nie rozdzielą?! Ignorując spojrzenie dziewczyny, którą bardzo mocno popchnęłam, by zrobić sobie miejsce dotarłam na sam przód zbiorowiska i mocno zacisnęłam oczy. Policzyłam do trzech i powoli uchyliłam powieki. Sztuczka z zamykaniem i otwieraniem oczu oraz liczenie na to, że obraz, który mi się nie podoba zniknie nie działa, muszę to w końcu zapamiętać. go Mój brat przecierał właśnie zakrwawione czoło ręką. Bałam się, że zaraz sparaliżuje mnie strach. Z lekko uchylonymi ustami patrzyłam na to co się dzieje.
Nim się obejrzałam Logan trzymał w powietrzu tego biednego chłopaka, tak, że jego stopy znajdowały się nad ziemią. Powiedział coś, a ten drugi mu odpowiedział, sprawiając tym samym, że szatyn zamachnął się i trafił pięścią w jego szczękę, a następnie wypuścił z uścisku. Wtedy udało mi się zobaczyć z kim bije się Logan. To był Justin. Ten chłopak, z którym chodzę na biologię, ten, który pomógł mi wtedy wstać z ziemi. Bieber wylądował na trawie. Byłam pewna, że to już koniec. Zrobiłam krok w przód, jakby pchnęła mnie tak niewidzialna siła. Modliłam się w duchu, by Justin odpuścił, by nie próbował już oddawać Loganowi, by go nie prowokował. Jeśli mój brat wpadnie w szał, już mogę wracać do domu i go pakować, a także poinformować rodzinę Biebera, by zaczęli przygotowania do pogrzebu.
Jestem taka naiwna.
Justin wstając z ziemi śmiał się pod nosem. Splunął na bok krwią i zaczął okładać pięściami Logana. Trafił w brzuch. Gdy szatyn zgiął się w pół, poczułam łzy napływające do oczu. Nie wyprostował się jak zawsze miał to w zwyczaju tylko tkwił w takiej pozycji. Co się dzieje?! Justin, który na chwilę się odsunął, chciał chyba dokończyć to co zaczął i wolnym krokiem zbliżał się do Logana.
- Przestań! - pisnęłam najgłośniej jak umiałam. - Przestań, przestań, przestań!
Obydwaj spojrzeli w moim kierunku. Logan pokręcił głową, podniósł się i bez zastanowienia zadał cios Justinowi. Nie mogłam tego znieść. Czemu nikt z tych pieprzonych gapiów ich nie rozdziela?! Gdzie jest ten mały z chłopakami?!
Nie wiem jak to się stało, chyba do nich podbiegłam. Stanęłam pomiędzy nimi, ale zdawali się widzieć tylko siebie, jakbym była duchem. Odwróciłam się w stronę mojego brata i wyciągnęłam przed siebie ręce, a następnie najmocniej jak tylko potrafiłam objęłam w pasie Logana.
- Puszczaj do cholery! - warknął. Próbował się wyrwać, co sprawiło, że jeszcze mocniej zacisnęłam ręce.
- Jesteś taką cipką, że siostra musi cię ratować! - roześmiał się Justin.
Może faktycznie powinnam puścić swojego brata i pozwolić mu jeszcze bardziej przyłożyć temu palantowi? Gdyby nie to, że nie chciałam, by Logan miał jeszcze więcej problemów...
- Emily kurwa!
Nie miałam zamiaru go teraz puścić. Byłam w różnych sytuacjach, kiedy się bałam. Na przykład podczas burzy, czy gdy widziałam pająki, a naprawdę się ich bałam, jednak w tym momencie, uczucia towarzyszące tamtym sytuacją były niczym. Łzy płynące po moich policzkach sprawiały, że nie mogłam niczego zobaczyć. Robiło mi się słabo.
- Logan - jęknęłam, - spójrz na mnie.
Wbiłam paznokcie w jego tułów zmuszając go do wykonania mojej prośby. Złowieszcze iskry lecące z jego oczu zdawały się niknąć, gdy tak mi się przyglądał.
- Emsy? - spytał cicho.
- Zabierz mnie stąd - poprosiłam.
Logan przełknął głośno ślinę. Musiał odpuścić walkę. Wiedziałam, że mnie nie zostawi w takim stanie. Pomimo wahania na jego twarzy wiedziałam, że wygrałam. Poczułam jego ręce na plecach, jakby chciał ochronić mnie przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi.
- Nie skończyliśmy jeszcze frajerze! - krzyknął tylko i chyba pokazał coś rękoma, po czym zaczął się cofać. Szłam obok niego, mocno trzymając się jego ramienia. Logan wciąż był wściekły, widziałam to na jego twarzy. Otarłam mokre policzki ręką i zagryzłam usta.
- Logan...
- Jedziemy do domu - poinformował mnie surowym głosem. -I tam porozmawiamy.
Nie odezwałam się słowem. Jego telefon zaczął buczeć i dzwonić, wyciągnął go i przyłożył do ucha.
- Nic mi nie jest - rzucił krótko. - Kurwa, nic mi nie jest! Jadę z Emily do domu. - przerwał. Ktoś po drugiej stronie odpowiedział mu na jego wybuch złości. - Do jutra.
Logan wyglądał okropnie. Miał ranę na czole, zakrwawione pięści i pewnie nieźle obity brzuch. Zasługiwał na to? Pewnie tak. Wpędził mnie chyba w niezłe bagno...

*

Przyciągnęłam koc do piersi i zacisnęłam usta w prostą linię. Sobotnie popołudnie. Rodzice nie widzieli jeszcze Logana, a ja sama do końca nie wiem jak on im wytłumaczy nowe rany na swoim ciele. Kłamstwo za kłamstwem, poganiane kolejnym kłamstwem. Czy tak wygląda życie w każdej rodzinie? Nie sądzę. To całe ukrywanie tajemnicy ojca i mojego brata jest już męczące. Fajnie byłoby mieć swój sekret, o którym wiedziałabym tylko ja, ewentualnie jeszcze jedna osoba. Ale żyjąc pod jednym dachem z Loganem to niemożliwe. Wszedł do salonu z szklanką wody i spojrzał na mnie pytająco.
- Od której nie śpisz?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
Kiwnął głową i zajął swoje miejsce. Byliśmy sami, co dawało nam możliwość swobodnego rozmawiania.
- Co powiesz rodzicom? - spytałam wskazując na ślad na czole.
- Powiem, że wracaliśmy przez park i, że się potknąłem. Potwierdzisz, prawda?
Ponownie skinęłam głową i zagryzłam usta. Chciałam dowiedzieć się kim jest McCann i czy naprawdę powinnam się go bać. Nie chciałam mówić Loganowi o tym co się wczoraj wydarzyło. To byłoby głupie, miałabym przez to same problemy, bo wiem, że Logan zacząłby się wściekać za to, że rozmawiam z obcymi.
- O co poszło?
Jego oczy zdawały się być lodowate, spojrzał na mnie i odstawił opróżnioną do połowy szklankę na blat stołu.
- Masz całkowity zakaz rozmawiania z nim, rozumiesz?
- Nie o to pytałam - burknęłam.
- Rozumiesz? - powtórzył ostro. Westchnęłam cicho i przytaknęłam. - Nie odpowiem na to pytanie, po prostu trzymaj się od niego z daleka. - powiedział. Mam się trzymać z daleka od chłopaka, który ma obok mnie szafkę i, z którym chodzę na tą samą lekcję? Ciekawe jak mam to niby zrobić? Przecież to logiczne, że będziemy na siebie wpadać.
- Słuchaj Logan, - zaczęłam niepewnie wpatrując się w puchaty dywan na podłodze, - wczoraj podsłuchałam jak ktoś mówił coś o jakimś McCannie...? Kto to?
Przez jego twarz przemknął grymas.
- Jason McCann? Jest nienormalny - skomentował Logan. - Ale też najlepszy w tym co robi, przyznaję to z bólem serca, ale jest lepszy ode mnie - uśmiechnął się pod nosem z niedowierzaniem. - Rozprowadza najlepszy towar, jest szalony i sporo dzieciaków wisi mu dużo forsy.
- A ty?
Zamilkł. Powtórzyłam swoje pytanie, ale wciąż nie odpowiadał. Czy to miało znaczyć tak? Czy miałam zostać ukarana przez jego błędy? Chciałam się rozpłakać i powiedzieć Loganowi, że ten typek mi groził, ale nie potrafiłam.
- Nie martw się o takie sprawy - wyjaśnił, - wiesz tyle ile powinnaś wiedzieć. McCann, - przerwał na chwilę zerkając na zegar wiszący na ścianie - właśnie wyjechał. Nie masz się czym przejmować. Przecież jak sama mówisz, nikt ci nie groził, prawda?
- Prawda - Skłamałam z uśmiechem. Logan wyciągnął się leniwie i sięgnął po pilot do telewizora.

*

Logan powiedział, że tego chłopaka nie ma już w mieście, ale przecież wróci. Ludzie tacy jak on nie rzucając takich tekstów dla zabawy, są śmiertelnie poważni, gdy komuś grożą. Pomimo to świadomość, że McCann jest daleko stąd dodawała mi otuchy. Nie miałam się czym martwić przynajmniej na chwilę. Weekend minął mi jak zawsze - za szybko. Nim się obejrzałam był poniedziałek, wszystkie lekcje i przerwy spędziłam na myśleniu o wszystkim po za problemami. Starałam się skupić na tym co jest dobre, pozytywne. Jakby to wszystko co wydarzyło się w piątek nie miało miejsca. Tak było prościej. Wyjaśniłam Sam, że spanikowałam, gdy dowiedziałam się, że Logan się bije i dlatego tak szybko wyszłam z domu Charliego. Nikt niczego nie podejrzewał, a wszystko wydawało się być w porządku.
Biologia. Pan Smith zgodnie z tym co mówił w zeszły czwartek wszedł do sali z różnymi broszurami, gdzie o dziwo siedział już, wyjątkowo, nie spóźniony Bieber - muszę przyznać, że miał jedynie nieco spuchniętą wargę, a w porównaniu do Logana wyglądał jakby ktoś go tylko drasnął. Odwróciłam wzrok, nie chciałam bezczelnie gapić się na niego i porównywać, mój brat czy on oberwał bardziej. Po sprawdzeniu obecności nasz nauczyciel stanął przy tablicy i za pomocą czarnego markera napisał na niej temat. Omówienie projektu.
- Będziemy badać stan dwóch pobliskich rzek - wyjaśnił, - sprawdzimy ich temperaturę, stan mułu, wykonacie podstawowe chemiczne analizy - dodał. Pokrótce wyjaśniał nam kolejne etapy tego co będziemy robić, na szczęście wcale nie miało być tego, aż tak dużo.
- Jak będziemy pracować? - spytał ktoś z klasy.
- W parach. Już was przydzieliłem.
Usłyszałam jęki niezadowolenia. Cóż, wcale się nie dziwię, nie chcę współpracować z jakimś pół-mózgiem, za którego będę musiała odwalić prawie całą robotę. Smith wyciągnął swój notatnik i zaczął odczytywać nazwiska.
- Harris i... - Powiedział nazwisko mojej koleżanki z ławki, która złapała mnie za rękę i powtarzała pod nosem "proszę". - O'Connell.
Przybiłyśmy sobie spontanicznie piątkę. Uśmiechnęłam się do niej, uświadamiając sobie, że nie musi być tak źle. To, że zdarzyło mi się kilka okropnych dni, nie oznaczało wcale, że tak będzie już do końca mojego życia. Odwróciłam głowę w stronę okna, jeszcze trochę i zrobi nam się prawdziwa wiosna, to było coś na co czekałam z utęsknieniem.
- Lewis i Evans - Smith odczytał kolejną dwójkę.
- Ale ja już mam parę - rzuciła dziewczyna z trzeciej ławki marszcząc przy tym brwi. Smith nerwowo przejechał palcem po liście nazwisk i teatralnie, po raz drugi na naszych oczach wykonał facepalma. Zaśmiałam się na ten widok.
- To nie ten notatnik - wyjaśnił. - Czekajcie.
Odwrócił się do biurka i wygrzebał kolejny zeszycik, otworzył go na odpowiedniej stronie.
- No, to jest to.
Zerknęłam na Sam. Czy to ma oznaczać, że nie będziemy razem w parze? Czarnowłosa uśmiechała się jednak dalej.
- Na pewno nas nie rozdzieli, dobierał nas chyba ocenami - powiedziała pocieszająco. Wzruszyłam ramionami i oparłam głowę na rękach. Tak, Samantha z pewnością ma rację. Smith zaczął wyliczać nowe pary.
- Pan Bieber i panienka O'Connell.
Zamrugałam energicznie, siadając prosto. Chyba się przesłyszałam!
- Przepraszam, może pan powtórzyć? - spytałam z przymkniętymi oczami, mój głos zadrżał.
- Dobrze słyszałaś Emily - odparł i zaczął wymieniać kolejne nazwiska. Powoli przekręciłam głowę w kierunku chłopaka, ignorując przy tym przerażone spojrzenie Sam. Siedział z miną, która prawdopodobnie była podobna do mojej. Wydawało mi się, że chyba nawet przestał na chwilę oddychać.
- Co powiesz Loganowi?! - usłyszałam spanikowany głos swojej koleżanki. Oblizałam usta i zrezygnowana położyłam głowę na ławce.
- Już po mnie - szepnęłam zamykając oczy. - Logan mnie zabije.


____________________________________
Dziękuję za komentarze :)
Z góry przepraszam za ewentualne błędy i powtórzenia, ale publikuję na szybko, bo wiem, że kilka osób na to czeka, więc wszystko poprawię jutro w wolnej chwili. I przepraszam za moją interpunkcję.



Jak myślicie, co teraz będzie? Emily powie bratu co ją spotkało? A jak wyjaśni mu, że przyszło jej współpracować z największym wrogiem Logana? Czy w ogóle mu to wyjaśni?
Ten układ chyba nie pasuje ani jej, ani Justinowi, co? Od razu wam mówię, że nie będzie tak "spodziewanie" jak może się Wam to wydawać... :)

15 komentarzy:

  1. CUDO ! <3 KOCHANA DAWAJ JAK NAJSZYBCIEJ NOWY ! :d

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przecinkami coraz lepiej, oby tak dalej! Jedyny błąd jaki znalazłam to "poza" (pisze się razem). Opowiadanie nie jest przewidywalne, bo myślę, że każdy spodziewał się czegoś innego po ostatnim rozdziale. Co prawda połączenie Biebera i głównej bohaterki na biologii było do przewidzenia, ale to co zdarzy się po tym stoi pod pytajnikiem, więc mimo wszystko za to plusy. Z każdym rozdziałem jest coraz lepiej, bo coraz więcej widać Twojego talentu i pracy jaką w to wkładasz (jak na jeden rozdział tekst jest obszerny, poza tym dodajesz bardzo często). Dużo osób czeka na kolejne rozdziały, (w tym ja chyba najbardziej niecierpliwie :D) a to wiele mówi o tym czy opowiadanie ma szanse na ciągłe wzrastanie liczby czytających. W jednym zdaniu, podoba się każdemu, kto z pisaniem ma coś wspólnego, bo styl jest naprawdę dobry, oraz podoba się każdemu, kto po prostu lubi czytać, bo tematyka jest świetnie ujęta. Nie łatwo połączyć te dwie rzeczy w zwykłym internetowym opowiadaniu, dlatego śmiało mogę powiedzieć, że jestem Twoją fanką :)
    Co do ostatniego pytania, myślę, że Emily nic nie powie bratu, z Bieberem będą się unikać, ale w końcu i tak coś między nimi zajdzie.
    @aroughversion

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się na robiło...
    Plisss pisz dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "kilka osób na to czeka" oj tak :)

    Nie zauważyłam żadnego rzucającego się w oczy błędu, interpunkcja też spoko, jest świetnie :)

    A co do rozdziału.. tak, połączenie Emily i Justina było do przewidzenia, ale fajnie to rozegrałaś. Najpierw gdy było, że Ems ma być z Sam to miałam takie zdziwko. Nie sądzę, że Emily powie Loganowi, ale wydaje mi się, że on i tak dowie się o tym w jakiś sposób. Fakt, Justinowi też się to chyba nie podoba, ale co mogą zrobić? Musi narazić swoją śliczną twarzyczkę i współpracować z siostrą swojego największego wroga. Jestem strasznie ciekawa co dalej.
    Czekam na kolejny rodział. Buziaki xx
    @aania46

    OdpowiedzUsuń
  5. Coraz bardziej mnie wciąga, nie mogę się doczekać kolejnej części ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. od razu wiedziałam że będzie pracować z Justinem. myślę że psychol wcale nie wyjechał i czai się gdzieś za najbliższymi krzakami, a jeśli chodzi o biologię i Biebera, to myślę że Emily będzie to jak najdłużej ukrywać, dopóki się nie wyda i będzie jeszcze większy problem. w końcu komplikacje to najlepsza część opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wytrzymam do kolejnego rozdziału...padnę z ciekawości :D

    OdpowiedzUsuń
  8. o boże płakałam jak Justin się bił! Czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie byłam jakąś fanatyczką interpunkcji, prawda jest taka, że sama nie jestem w niej mistrzem, dlatego nawet nie zwróciłam uwagi na stawiane ci tu zarzuty. Gdybym mogła o coś prosić albo zasugerować coś to byłyby to dłuższe rozdziały. Nie żeby z tymi było coś nie tak, są dosyć długie, ale nie pogardziłabym jeszcze dłuższymi, tak dobrze się je czyta. To co ty na to? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. jestem mega ciekawa co bedzie dalej! nie moge sie juz doczekac. xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Widziałam, że pod którymś z rozdziałów pisałaś, że Twoja interpunkcja nie jest najlepsza. Nie martw się - u mnie też tak jest. Staraj się składać krótsze zdania. Nie każde musi być tak długie. Czasami krótsze opisują lepiej uczucia, bo ciąg jednego jest zbyt monotonny (jak dla mnie).
    Jeżeli chodzi o perspektywę to możesz przecież napisać "Justin POV." I zamieścić jego jak i jej w jednym rozdziale. Myślę, że wszyscy by się połapali. To jedynie moje propozycje, zrobisz jak uważasz. Chciałam pomóc. x
    Co do opowiadania. Widzę, że się rozkręca, co bardzo mnie cieszy. Czytałam już tę poprzednią wersję i była naprawdę świetna. Wybiegała dalej od tej, jednak czekam na następne rozdziały, bo kto wie.... Może coś innego się wydarzy.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się dość szybko. Czekam z niecierpliwością. x

    http://you-are-everything-i-see.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Trafiłam przypadkiem ale obowiązkowo zostanę! :D
    Świetne opowiadanie! Uh, uh ale akcja :D
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D

    ana.

    OdpowiedzUsuń
  13. To pierwsze ff w roli głównej z Justinem. Cieszę się, że mogłam spróbować czegoś nowego czytając akurat Twoje opowiadanie, bo wiedziałam, że z zakończeniem czytania ostatniego rozdziału, będę czuła niedosyt. Zawsze go czuję, bo masz to do siebie, że urywasz w momentach, które wywołują w człowieku najwięcej ciekawości i emocji. Intrygują. Masz mnie. Nie potrafiłabym przerwać bez dowiedzenia się, jak pójdzie współpraca Emsy i Biebera, jak zareaguje na to Logan i czy w przyszłości ta dwójka dalej będzie na siebie wpadała.

    Czasami mam problem ze zrozumieniem niektórych zdań przez to, że nie mają one w odpowiednich miejscach znaków interpunkcyjnych albo uciekają Ci pojedyncze słowa. Jednak to nie ujmuje Twojemu stylowi i nie zmienia faktu, że jestem jego wielką fanką.
    Przyznaję, że tęsknie za hey wild wind, ale cieszę się, że możemy spotkać Cię tutaj i cieszyć wzrok Twoim talentem w innym opowiadaniu. A co z Do you princess? Polubiłam tę historię, zaintrygowałaś mnie po raz kolejny swoją koncepcją.

    @highwaytosmile

    OdpowiedzUsuń
  14. dobre opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń